Doniesienie do prokuratury za prowokację ws. bezrobotnych z Radomia

Grupa 11 radnych z Radomia zgłosiła do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa w programie „Betlejewski. Prowokacje" w TTV.

Aktualizacja: 05.10.2016 09:50 Publikacja: 05.10.2016 07:44

Screen strony ttv.pl

Screen strony ttv.pl

Foto: rp.pl

Na potrzeby odcinka wyemitowanego 25 września Rafał Betlejewski zaprosił grupę bezrobotnych z Radomia na pozorowaną rozmowę kwalifikacyjną. Uczestnicy nie wiedzieli, że „rekruterzy" to aktorzy, a wszystko nagrywają ukryte kamery. Dopiero po zakończeniu danej sceny prowadzący ujawniał im, że to jedynie program mający na celu pokazanie, jak wiele mogą zaakceptować ludzie desperacko poszukujący pracy.

– Prawo nie przewiduje instytucji prowokacji dziennikarskiej, nie można więc mówić o generalnym prawie dziennikarza do stosowania prowokacji, nawet jeżeli ma bardzo dobre intencje – zauważa dr Krzysztof Szczucki z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. – Jeżeli zatem w ramach swojej działalności popełni on przestępstwo, to może się spodziewać postępowania karnego.

W piśmie do prokuratury pojawiają się zarzuty poddawania uczestników eksperymentowi bez ich zgody, o psychiczne znęcanie się nad nimi, np. zmuszanie do ćwiczeń fizycznych, zadawanie intymnych pytań (o używanie antykoncepcji czy mycie się), podżeganie do popełnienia przestępstwa (uczestnikom oferowano pracę np. przy sprzedaży narkotyków) oraz nadużywanie stosunku zależności (udająca panią prezes aktorka na siłę całowała kandydata). Niektóre sceny nie znalazły się w programie, jednak Betlejewski opisał je na swoim portalu MediumPubliczne.

– Nie wydaje mi się, aby zarzuty o podżeganie były uzasadnione, zwłaszcza że przestępstwa nawet nie próbowano popełnić, a prowokator od razu przyznał się do prowokacji – mówi dr Michał Zaremba z Wydziału Dziennikarstwa, Informacji i Bibliologii UW. – Na tej zasadzie trzeba by skazać wszystkich dziennikarzy, którzy pytają adwokatów czy lekarzy o kwestie objęte tajemnicą zawodową.

– Żeby dziennikarz mógł ponieść odpowiedzialność chociażby za podżeganie do popełnienia przestępstwa, trzeba udowodnić nie tylko samo nakłanianie, ale także zamiar bezpośredni, czyli to, że chciał, aby dana osoba popełniła czyn zabroniony. Dziennikarz może się bronić w takich sytuacjach, że nie to było jego intencją – dodaje dr Szczucki. – Inaczej jest, gdy nakłania on kogoś do popełnienia przestępstwa, ponieważ chce przeciwko niemu zainicjować postępowanie karne – wówczas odpowie na zasadzie art. 24 kodeksu karnego.

Michał Zaremba zauważa, że jeśli uczestnicy programu poczuli się znieważeni, mogą dochodzić swych praw na drodze cywilnej.

– Mimo wszystko wydaje się, że dziennikarz chciał zwrócić uwagę na ważny społecznie problem. Etycznie jest to na pewno nie do obrony i całe środowisko dziennikarskie wyraziło sprzeciw – dodaje Zaremba.

Na potrzeby odcinka wyemitowanego 25 września Rafał Betlejewski zaprosił grupę bezrobotnych z Radomia na pozorowaną rozmowę kwalifikacyjną. Uczestnicy nie wiedzieli, że „rekruterzy" to aktorzy, a wszystko nagrywają ukryte kamery. Dopiero po zakończeniu danej sceny prowadzący ujawniał im, że to jedynie program mający na celu pokazanie, jak wiele mogą zaakceptować ludzie desperacko poszukujący pracy.

– Prawo nie przewiduje instytucji prowokacji dziennikarskiej, nie można więc mówić o generalnym prawie dziennikarza do stosowania prowokacji, nawet jeżeli ma bardzo dobre intencje – zauważa dr Krzysztof Szczucki z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. – Jeżeli zatem w ramach swojej działalności popełni on przestępstwo, to może się spodziewać postępowania karnego.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Konsumenci
Sąd Najwyższy orzekł w sprawie frankowiczów. Eksperci komentują
Prawo dla Ciebie
TSUE nakłada karę na Polskę. Nie pomogły argumenty o uchodźcach z Ukrainy
Praca, Emerytury i renty
Niepokojące zjawisko w Polsce: renciści coraz młodsi
Prawo karne
CBA zatrzymało znanego adwokata. Za rządów PiS reprezentował Polskę
Aplikacje i egzaminy
Postulski: Nigdy nie zrezygnowałem z bycia dyrektorem KSSiP