Nie wszystkich obowiązuje tajemnica

Czy na pewno każde rozpowszechnienie informacji ze śledztwa będzie działaniem bezprawnym? – zastanawia się prawnik Robert Rynkun-Werner.

Aktualizacja: 27.06.2015 18:45 Publikacja: 27.06.2015 17:00

Nie wszystkich obowiązuje tajemnica

Foto: www.sxc.hu

Lektura artykułu Agaty Łukaszewicz Informacje ze śledztwa bez żadnej kontroli" ( „Rz" z 15 czerwca) skłoniła mnie do zwrócenia uwagi na całkowicie pomijany argument, z punktu widzenia praw i wolności obywatelskich kluczowy. Jest nim mianowicie prawo do obrony. Prawo to przysługuje na każdym etapie postępowania. Także na etapie postępowania przygotowawczego, nawet w jego wstępnej fazie określanej jako in rem. Dyspozycja art. 241 § 1 kodeksu karnego określa odpowiedzialność karną każdego, a więc również podejrzanego oraz jego obrońcy, za rozpowszechnianie bez zezwolenia wiadomości z postępowania przygotowawczego, zanim informacje te zostaną ujawnione w postępowaniu przed sądem.

Okoliczności z konstytucji

Ustawa przewiduje dla takiej osoby zagrożenie karą pozbawienia wolności nawet do dwóch lat. Trzeba zatem zapytać, czy takie rozpowszechnianie zawsze będzie działaniem bezprawnym. Czy w pewnych określonych okolicznościach nie korzysta z konstytucyjnych i konwencyjnych gwarancji prawa obywatela do obrony i prawa do swobody wypowiedzi. Afera taśmowa, a w szczególności działanie jednego z jej bohaterów, wywołała gorące dyskusje o tajemnicy akt śledztwa.

Policja powie pierwsza

Omawianie tego problemu na łamach chyba wszystkich mediów w Polsce nie do końca jest jednak właściwe. Wyobraźmy sobie, a przecież nie będzie to trudne, pierwszą lepszą sprawę, którą zainteresowanie jest ponadprzeciętne. Co się wówczas dzieje? Pierwsze informacje, a przecież są to informacje z akt sprawy, przekazuje podczas szybko zorganizowanych konferencji prasowych policja lub prokuratura. Dlaczego więc takie uprawnienie pozostaje tylko w gestii organów ścigania, a już nie w rękach samego zainteresowanego lub jego obrońcy? Przecież oni też są dysponentami informacji ze śledztwa.

Do taktyki obrony należy wszak podjęcie decyzji, co ujawnić, a czego nie. Jeżeli zaś potencjalny podejrzany, co często się zdarza, jest publicznie linczowany, to dlaczego nie ma on prawa osobiście lub za pośrednictwem swojego adwokata, w ramach prawa do obrony, odpowiedzieć na stawiane zarzuty również za pośrednictwem mediów? Przecież często leży to w jego żywotnym interesie, a nie ma innej możliwości obrony. Oczywiście, otwarta pozostaje kwestia, co taki podejrzany lub jego obrońca może czy raczej: ma prawo, powiedzieć. Swoboda wypowiedzi nie oznacza przecież jej dowolności.

Morał z afery

W szczególności, jak pokazuje przykład afery taśmowej, dotyczy to danych osobowych świadków, którzy występują w sprawie, a często jednocześnie zajmują najważniejsze stanowiska w państwie. Chociaż ta okoliczność jest bez znaczenia, skoro każdy z nas ma takie samo prawo do poszanowania życia prywatnego. Trudno jednocześnie nie uznać za zasadne tego, iż ograniczenie w upublicznianiu informacji z akt sprawy powinno dotyczyć danych tajnych, które zostały objęte stosownymi klauzulami. Problem polega na tym, że często prowadzący sprawę prokurator nie utajnia danych, bo z jednej strony nie ma takiej potrzeby, a z drugiej zabezpiecza go regulacja art. 241 k.k. Tak mu się przynajmniej wydaje.

Afera taśmowa pokazała jeszcze jeden problem natury prawnej, na który mało kto zwrócił uwagę. Otóż przestępstwa z art. 241 k.k. może się dopuścić jedynie ten, kto publicznie rozpowszechnia wiadomości, ale tylko jeżeli bezpośrednio je pozyskał. Nie popełni przestępstwa określonego w art. 241 § 1 k.k. ten, kto uzyskał te wiadomości z innego źródła niż same akta, a następnie rozpowszechnił je publicznie.

Być może ostatnie wydarzenia związane z omawianym tematem powinny skłonić ustawodawcę do zmiany regulacji. Może należałoby jasno określić, kto i w jakim zakresie może się powoływać na informację z akt sprawy, tak aby podnoszona tak często w ramach ostatniej reformy procesu karnego równość broni była rzeczywista i w tym zakresie. Strony postępowania karnego mają mieć przecież równy dostęp do akt sprawy. Jest to standard demokratycznego państwa prawnego.

Oczywiste jest także, iż ustawodawca nawet najlepszymi regulacjami nie przesądzi, czy działanie, w którym upublicznia się wszelkie dane, jest działaniem w ramach prawa do obrony, czy raczej działaniem nastawionym na destrukcję wymiaru sprawiedliwości. A może tylko zwykłą głupotą.

Autor jest warszawskim adwokatem

Lektura artykułu Agaty Łukaszewicz Informacje ze śledztwa bez żadnej kontroli" ( „Rz" z 15 czerwca) skłoniła mnie do zwrócenia uwagi na całkowicie pomijany argument, z punktu widzenia praw i wolności obywatelskich kluczowy. Jest nim mianowicie prawo do obrony. Prawo to przysługuje na każdym etapie postępowania. Także na etapie postępowania przygotowawczego, nawet w jego wstępnej fazie określanej jako in rem. Dyspozycja art. 241 § 1 kodeksu karnego określa odpowiedzialność karną każdego, a więc również podejrzanego oraz jego obrońcy, za rozpowszechnianie bez zezwolenia wiadomości z postępowania przygotowawczego, zanim informacje te zostaną ujawnione w postępowaniu przed sądem.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Nieruchomości
Droga konieczna dla wygody sąsiada? Ważny wyrok SN ws. służebności
Sądy i trybunały
Emilia Szmydt: Czuję się trochę sparaliżowana i przerażona
Zawody prawnicze
Szef palestry pisze do Bodnara o poważnym problemie dla adwokatów i obywateli
Sądy i trybunały
Jest opinia Komisji Weneckiej ws. jednego z kluczowych projektów resortu Bodnara
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Prawo dla Ciebie
Jest wniosek o Trybunał Stanu dla szefa KRRiT Macieja Świrskiego