Kierowcy, kasjerzy, pracownicy produkcji, magazynierzy, stolarze, kucharze, analitycy danych... – lista zawodów, które mogą zniknąć w efekcie czwartej rewolucji technologicznej, jest już dosyć długa i ciągle się wydłuża. Bo maszyny czy sztuczna inteligencja mogą z powodzeniem wykonywać nie tylko rutynowe tzw. czynności powtarzalne, ale też w coraz większym stopniu zastępować nas także w pracach umysłowych, nawet tych wymagających kreatywnego podejścia.
Lokomotywa już ruszyła
Pytanie, kiedy te wizje zmaterializują się w polskiej gospodarce. Czy głębokie zmiany na rynku dotkną młodego pokolenia Polaków, czy też może obejmą już 40-latków? – Oczywiście trudno określić ramy czasowe, kiedy ta rewolucja technologiczna się dokona – odpowiada Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek z Uniwersytetu Warszawskiego. – Ale moim zdaniem zapewne wcześniej niż później. Najważniejsze, że to nie stanie się z dnia na dzień, to dzieje się już teraz, na naszych oczach, choć jeszcze nie widzimy efektów na masową skalę – podkreśla.
Jej zdaniem rewolucja na pewno dotknie także osób, które w tej chwili są na rynku pracy. – Lokomotywa zmian już ma za sobą etap ociężałego startu, przez następną dekadę rozpędzi się na dobre, a potem będzie pędzić z prędkością... światła – mówi obrazowo Starczewska-Krzysztoszek.
7,3 mln etatów dla maszyn
– Pełen cykl, w którym np. autonomiczne samochody zastąpią kierowców ciężarówek, może zająć branży transportowej 20–30 lat – szacuje Maciej Bukowski, prezes think tanku WiseEuropa. – Tyle bowiem, mówiąc w uproszczeniu, potrwać może wymiana całej floty we wszystkich firmach w sektorze. W innych branżach, np. produkcji sprzętu elektronicznego, ten cykl może się zamknąć w siedmiu–dziesięciu latach. Zmiany dokonują się etapami, a to oznacza, że będą stopniowo dotykać coraz większych grup pracowników, choć w różnym tempie w różnych branżach – wyjaśnia Bukowski.