Postawiony pod ścianą przez koronawirusa ustawodawca musiał działać szybko, a jak wiemy, pośpiech bywa złym doradcą. Jak pan ocenia zmiany wprowadzone w tzw. tarczach antykryzysowych?
Działania legislatywy podjęte w związku z pandemią tworzą obraz unormowań podlegających ustawicznym korektom, o w miarę jasno zarysowanych celach, lecz budzących niemało wątpliwości co do narzędzi i dróg realizacji. Wyłania się pytanie, czy u podstaw ustanowionych rozwiązań legła przemyślana, dostatecznie spójna koncepcja dostosowania prawa do realiów zagrożenia. W ocenie wielu obserwatorów, materialnie spełniło ono przesłanki wprowadzenia stanu nadzwyczajnego (klęski żywiołowej) w rozumieniu art. 228 Konstytucji RP. Jego ogłoszenie stwarzałoby możliwość podjęcia bardziej „systemowych" zabiegów. Jedno jest pewne: niedoskonałości interwencyjnej regulacji, a tym bardziej rozmaite uchybienia i błędy praktyki tylko częściowo da się usprawiedliwić dynamiką i postacią zagrożeń, z którymi zetknęło się państwo.
W ustawach antycovidowych znalazły się regulacje wymieszane jak groch z kapustą. A do tego jeszcze pod płaszczykiem walki z pandemią przemycono takie zmiany jak np. w kodeksie karnym. To dobrze?
W warunkach szybko narastającego zagrożenia trudno wyobrazić sobie spokojne, właściwe dla czasów stabilizacji, procedowanie. Siłą rzeczy do działań typu interwencyjnego musi wtedy zakraść się chaos i niepewność. Pamiętajmy, że w zaistniałej sytuacji ścierały się odmienne założenia walki z pandemią i łagodzenia jej społecznych skutków. Nie usprawiedliwia to oczywiście zachowań, które niewiele mają wspólnego z poprawną metodologią prawotwórstwa. Być może służbom legislacyjnym zwyczajnie zabrakło wyobraźni lub wiedzy albo zbyt łatwo uległy one pokusie „łączenia zadań" w ogólnym programie prac rządowych.
Czytaj także: Koronawirus: podatkowe obowiązki związane z otrzymaną pomocą z tarczy antykryzysowej