Domyślam się, że ta rzeczywista działalność gospodarcza też może być różnie rozumiana. Przecież już dzisiejsze przepisy odnoszą się
do tego pojęcia, a wątpliwości pozostają.
To prawda, zwłaszcza że wciąż są wydawane nowe wytyczne i nasze krajowe objaśnienia czy raczej ich projekty.
W Polsce w praktyce sporo informacji na temat podejścia polskiego MF w tym zakresie może wynikać z projektu
objaśnień do przepisów o tzw. podatku u źródła, choć ten projekt nie został jeszcze zatwierdzony przez Ministerstwo Finansów i prawdopodobnie nie będzie w tej wersji.
Co więcej, np. w przepisach
o zagranicznej spółce kontrolowanej czy też projekcie przepisów o spółce holdingowej pojawia się pojęcie nie tylko rzeczywistej działalności gospodarczej, ale wręcz „istotnej rzeczywistej działalności gospodarczej". Problemy są np. ze spółkami holdingowymi, które same nie mają majątku, ale nie da się zaprzeczyć, że świadczą usługi zarządcze dla podmiotów ze swojej grupy.
Na pewno będzie to też wyzwanie dla legislatorów, by przejrzyście ustalić zasady uznawania danej działalności za realny biznes.
Domyślam się, że w praktyce może to oznaczać wiele dodatkowych obowiązków informacyjnych dla fiskusa. Ale czy będą z tego pieniądze dla polskiego budżetu?
Obowiązki informacyjne niewątpliwie się jeszcze rozbudują, choć i dzisiaj są niezwykle uciążliwe. Co do pieniędzy, to myślę, że raczej zasilą budżety tych państw, w których są centrale wielkich firm. Bo jeśli nawet z nowych reguł wyniknie, że dany koncern płaci efektywnie mniej niż 15 proc. CIT, to i tak dopłata będzie realizowana w jurysdykcji, w której znajduje się siedziba zarządu. Niewiele koncernów międzynarodowych ma główne biuro w Polsce.
A może w ogóle pozbyć się problemu i znieść CIT?
Jak to?
Taką propozycję złożył rzecznik małych i średnich przedsiębiorców jako propozycję uzupełnienia Polskiego Ładu. Dodał jeszcze sugestię, by zastąpić go powszechnym podatkiem od przychodu.
Byłoby to szkodliwe rozwiązanie, a do tego mogłoby się okazać sprzeczne z międzynarodowymi zobowiązaniami Polski. Wprawdzie podatki dochodowe co do zasady nie podlegają harmonizacji w ramach Unii Europejskiej, ale jest szereg unijnych reguł zwartych w dyrektywach, dotyczących np. opodatkowania zagranicznych spółek kontrolowanych. W takich warunkach rewolucja nie byłaby dobrym rozwiązaniem. Poza tym wątpię, by minister finansów łatwo pozbywał się podatku, który mu przynosi niemal 40 mld zł rocznie. Trzeba jeszcze dodać, że efektywna stawka CIT w Polsce i tak rośnie, choć nominalna nie zmieniła się od wielu lat. Wprowadzono bowiem wiele wyłączeń różnych wydatków z kosztów uzyskania przychodów. Na przykład od 2018 r. obowiązują ograniczenia kosztów finansowania dłużnego czy nabycia usług niematerialnych. Myślę zatem, że MF raczej będzie kontynuowało tę politykę, niż decydowało się na radykalne zmiany, których efekty są mocno niepewne.
Tak czy inaczej, polski budżet też będzie potrzebował pieniędzy, by sfinansować
pomoc z tarcz antykryzysowych.
Miałaby pani na to jakiś pomysł?
Mamy w Polsce wiele różnych podatków i parapodatków, ukrytych np. w paliwach czy słodkich napojach. Nakładanie nowych danin byłoby szkodliwe. Do tego firmy, zwłaszcza te większe, ponoszą wiele kosztów sprawozdawczości podatkowej. Przecież oprócz normalnych rozliczeń muszą przygotowywać dokumentację cen transferowych, opisywać schematy podatkowe, a ostatnio także opisywać strategię podatkową.
To często tworzy ogromne koszty, a mam wątpliwości, czy te dokumenty czemukolwiek służą. Gdyby te wydatki (stanowiące koszty) wyeliminować, to budżet by sporo zyskał.
Przecież takie obowiązki generują pracę dla doradców podatkowych...
Niby tak, ale ja wolę, by moja praca miała sens i tworzyła wartość dodaną dla klienta. Sterty zbędnych dokumentów takiej wartości nie tworzą.