Wąskie rozumienie tego pojęcia obejmuje gigantów zaliczanych do GAFA, czyli Google, Amazon, Facebook i Apple. Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) zwraca jednak uwagę, że gospodarka cyfrowa dotyczy już właściwie każdej dziedziny, także mniejszych firm. Przykładem może być branża e-commerce. Już niemal wszyscy kupujemy przez internet. Inny przykład: wyjeżdżając na wakacje, porównujemy ceny za pomocą wyspecjalizowanych wyszukiwarek. Podobnych technologii używamy przy zakupie biletów na samolot i rezerwacji miejsca w hotelu.
Premier Mateusz Morawiecki zapowiedział niedawno, że Polska może wprowadzić podatek cyfrowy. Jakie są na to szanse?
Wyraźnie widać, że do reformy dążą zarówno poszczególne kraje Unii Europejskiej, jak i organizacje zrzeszające więcej państw. Celem jest wyrównanie szans tradycyjnych przedsiębiorstw wobec tych technologicznych. Trudność polega na tym, by przypisać zysk osiągany przez daną firmę do konkretnego kraju oraz wycenić jego wartość. Przypomnijmy, że w marcu 2018 r. Komisja Europejska przygotowała dwa projekty dyrektyw dotyczące opodatkowania gospodarki cyfrowej. Również OECD pracuje nad własnymi rozwiązaniami. W połowie marca w Paryżu odbyła się konferencja uzgodnieniowa w tej sprawie.
Widzimy więc, że nie tylko polski rząd chce zmiany zasad opodatkowania cyfrowych przedsiębiorstw. Nie jestem jednak w stanie stwierdzić, na jakiej podstawie premier wyliczył, że budżet zyska dzięki niemu 1 mld zł.
Czy możemy spodziewać się realnych zmian, skoro prace nad reformą rozpoczęły się właściwie wiele lat temu i dotychczas nie przyniosły żadnego efektu?
W mojej ocenie, choć zmiany są bardzo trudne do wprowadzenia, to jednak nieuniknione. Wskazuje na to kilka czynników. Niektóre kraje, nie czekając na regulacje unijne, same wprowadziły już swój podatek. Przykładem są Włochy, Hiszpania, Austria i Wielka Brytania. Francja chce dołączyć do tego grona od 2020 r.