Agnieszka Wnuk: Podatek cyfrowy wprowadzić trudno, ale jest nieunikniony

Nie ma narzędzi, by zmusić giganty takie jak Google i Facebook do płacenia podatku w kraju, z którego czerpią zyski. Dlatego OECD i UE przyspieszają zmianę przepisów – mówi Agnieszka Wnuk, doradca podatkowy w MDDP.

Publikacja: 25.03.2019 06:51

Agnieszka Wnuk

Agnieszka Wnuk

Foto: materiały prasowe

Czy technologiczni giganci, jak Google i Facebook, płacą u nas podatki?

Przedsiębiorstwa cyfrowe mogą łatwiej niż tradycyjne korzystać z optymalnych podatkowo rozwiązań. Nie ma narzędzi do opodatkowania ich dochodu z działalności cyfrowej przy braku fizycznej obecności, więc w praktyce zależy to od ich decyzji.

Czytaj także: Nowe prawo 2019: jakie nowe podatki

Co o tym mówią przepisy?

Nie ma żadnych szczególnych zasad opodatkowania tego typu firm. Są traktowane jak każdy inny biznes.

Z danych Unii Europejskiej wynika, że tradycyjne przedsiębiorstwa płacą ponad dwa razy wyższe podatki od cyfrowych. Skąd taka różnica?

To dlatego, że międzynarodowe zasady prawa podatkowego bazują na tradycyjnej ekonomii i nie odnoszą się do realiów działalności cyfrowej. Zakładają, że firma prowadzi działalność i płaci w danym kraju podatki, jeśli ma tam oddział, biuro czy zależnego przedstawiciela.

Internet jednak diametralnie zmienił warunki, w jakich funkcjonuje biznes.

W gospodarce cyfrowej działalność może być prowadzona zdalnie, czyli poza jurysdykcją podatkową, w której osiągane są zyski. Nie potrzeba fizycznej obecności. Cechą charakterystyczną niektórych tego typu biznesów jest to, że wartość firmy współtworzą użytkownicy mediów społecznościowych i marketplace'ów, czyli platform łączących sprzedawców z klientami.

Firma zarabiająca na reklamach skierowanych do polskich użytkowników nie musi płacić podatku w Polsce, ponieważ nie pobiera żadnych opłat od polskich użytkowników, jeżeli nie ma w Polsce żadnej fizycznej obecności (biura, spółki zależnej) lub jeśli nawet posiadając taką obecność, nie przypisuje jej zysków z reklam. Opodatkowanie tego rodzaju działalności na podstawie obecnych przepisów jest trudne. Firmy cyfrowe korzystały dotychczas z niedostosowania systemu i tak lokowały działalność, aby zapłacić jak najniższy podatek.

Mówimy o największych firmach, ale czym jest właściwie gospodarka cyfrowa?

Wąskie rozumienie tego pojęcia obejmuje gigantów zaliczanych do GAFA, czyli Google, Amazon, Facebook i Apple. Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) zwraca jednak uwagę, że gospodarka cyfrowa dotyczy już właściwie każdej dziedziny, także mniejszych firm. Przykładem może być branża e-commerce. Już niemal wszyscy kupujemy przez internet. Inny przykład: wyjeżdżając na wakacje, porównujemy ceny za pomocą wyspecjalizowanych wyszukiwarek. Podobnych technologii używamy przy zakupie biletów na samolot i rezerwacji miejsca w hotelu.

Premier Mateusz Morawiecki zapowiedział niedawno, że Polska może wprowadzić podatek cyfrowy. Jakie są na to szanse?

Wyraźnie widać, że do reformy dążą zarówno poszczególne kraje Unii Europejskiej, jak i organizacje zrzeszające więcej państw. Celem jest wyrównanie szans tradycyjnych przedsiębiorstw wobec tych technologicznych. Trudność polega na tym, by przypisać zysk osiągany przez daną firmę do konkretnego kraju oraz wycenić jego wartość. Przypomnijmy, że w marcu 2018 r. Komisja Europejska przygotowała dwa projekty dyrektyw dotyczące opodatkowania gospodarki cyfrowej. Również OECD pracuje nad własnymi rozwiązaniami. W połowie marca w Paryżu odbyła się konferencja uzgodnieniowa w tej sprawie.

Widzimy więc, że nie tylko polski rząd chce zmiany zasad opodatkowania cyfrowych przedsiębiorstw. Nie jestem jednak w stanie stwierdzić, na jakiej podstawie premier wyliczył, że budżet zyska dzięki niemu 1 mld zł.

Czy możemy spodziewać się realnych zmian, skoro prace nad reformą rozpoczęły się właściwie wiele lat temu i dotychczas nie przyniosły żadnego efektu?

W mojej ocenie, choć zmiany są bardzo trudne do wprowadzenia, to jednak nieuniknione. Wskazuje na to kilka czynników. Niektóre kraje, nie czekając na regulacje unijne, same wprowadziły już swój podatek. Przykładem są Włochy, Hiszpania, Austria i Wielka Brytania. Francja chce dołączyć do tego grona od 2020 r.

Rozwiązania przyjęte przez te kraje przypominają podatek obrotowy, który nie jest uznawany za sprawiedliwy, ponieważ zależy od przychodu. Nie uwzględnia więc realnego zysku firmy. Podstawowy problem polega jednak na tym, że nie wiadomo, jak traktować takie rozwiązania na gruncie umów międzynarodowych. Powstaje ryzyko podwójnego opodatkowania, a to z kolei może być przyczyną sporów między poszczególnymi państwami. Dlatego niewątpliwie lepsze byłoby wypracowanie globalnego rozwiązania o zasięgu międzynarodowym.

Czy w tej sytuacji Unia pośpieszy się z wprowadzeniem nowych dyrektyw?

Sytuacja wygląda na dosyć dynamiczną. Jeszcze w lutym odpowiedzialny za kwestie podatkowe komisarz Pierre Moscovici zapowiedział, że do końca marca 2019 r. powinien zostać osiągnięty kompromis w sprawie opodatkowania gospodarki cyfrowej. Rewolucja polega na tym, że Moscovici chce odejść od zasady jednomyślności, która blokuje przyjęcie wspólnego rozwiązania. Przypomnijmy, że rozwiązania proponowane przez UE poparło 25 z 28 państw członkowskich, czyli wciąż nie ma jednomyślności koniecznej, by przyjąć nowe dyrektywy. Stąd propozycja, by kwestie podatkowe zostały objęte zasadą głosowania większościowego.

Niestety, wydaje się, że ostatnio zapał osłabł. Z komunikatów prezentowanych w połowie marca przez prezydencję rumuńską wynika, że Unia chce poczekać na OECD, która reprezentuje interesy szerszej grupy państw. Celem OECD jest osiągnięcie porozumienia i wypracowanie wspólnego rozwiązania do 2020 r.

Jaki jest wynik konsultacji przeprowadzonych przez OECD?

Na spotkaniu 13 i 14 marca omawiano trzy modele rozwiązań. Najgorzej oceniona została pierwsza koncepcja oparta na wartości tworzonej przez użytkowników, która miała doprowadzić do opodatkowania mediów społecznościowych, wyszukiwarek i marketplace'ów (koncepcja user participation). Rozwiązanie to ma wielu przeciwników, którzy oceniają je jako zbyt wąskie, nierozwiązujące problemu oraz wymierzone w firmy najbardziej zdigitalizowane. Argumentują, że konieczna jest ogólna zmiana zasad, a nie próba ściągnięcia pieniędzy od najbogatszych. Dlatego wydaje się, że ten model nie będzie już brany pod uwagę w trakcie dalszych prac.

A inne rozwiązania?

Wydaje się, że większe szanse ma druga koncepcja (marketing intangibles), którą popiera również biznes. Polega ona w skrócie na tym, że przy podziale pomiędzy państwa prawa do opodatkowania zostanie uwzględniona wartość tworzona przez prawa własności intelektualnej wykorzystywane w marketingu (np. znaki towarowe), bazy klientów, bazy informacji o klientach. Założeniem tego rozwiązania jest określenie, na ile te wartości są wykorzystywane na terytorium danego kraju do generowania zysku przez dany podmiot. Celem jest opodatkowanie także podmiotów, które co prawda mają w danym kraju spółkę zależną, ale jej funkcje są bardzo ograniczone np. do telefonicznej obsługi klientów po sprzedaży. Obecnie takim spółkom przypisuje się – zgodnie z zasadami cen transferowych – mały dochód, więc płacą niewysokie podatki, w żaden sposób nieodpowiadające zyskom osiąganym z danego terytorium. Po reformie do budżetów poszczególnych państw, także Polski, powinny wpłynąć wyższe kwoty.

Można jeszcze inaczej?

Trzecia, najszersza koncepcja – significant economic presence – konstruując prawa do opodatkowania, odwołuje się do wielu różnych okoliczności świadczących o obecności ekonomicznej, a więc również czerpania zysków z danego terytorium, m.in. płatności z danego terytorium albo w danej walucie, utrzymywania stron internetowych w danym języku oraz liczby reklam z danego terytorium. Szczyt nie zakończył się wyraźną konkluzją. Prace będą nadal prowadzone.

Czy jednak przeszkodą nie będzie negatywne stanowisko USA?

Stany Zjednoczone bronią interesów własnych przedsiębiorstw. Argumentują, że trzeba ogólnie zreformować prawo podatkowe. Wydaje się też, że mają duże możliwości wpływania na stanowisko innych państw. Z drugiej strony jednak od gigantów cyfrowych coraz częściej płyną sygnały, iż są gotowe na pewne ustępstwa.

Jaki z tego wniosek? Kiedy możemy się spodziewać konkretów?

Nie ma wątpliwości, że zmiany w opodatkowaniu gospodarki cyfrowej to konieczność. Powstaje tylko pytanie, czy konsensus zostanie osiągnięty do końca 2019 czy do końca 2020 r. i jaki będzie ostateczny kształt reformy. Być może przybliży nas do tego zaplanowany na czerwiec 2019 r. szczyt G20, podczas którego rozmowy mają być kontynuowane.

Czy w tej sytuacji Unia zmodyfikuje swoje projekty?

Unia opracowała dwa rozwiązania. Pierwszym jest projekt dyrektywy Digital Service Tax (DST) w sprawie podatku od przychodów ze świadczenia niektórych usług cyfrowych. To propozycja przejściowa. Miałaby objąć podmioty, których kwota przychodów w skali światowej przekracza łącznie 750 tys. euro oraz łączna kwota przychodów podlegających opodatkowaniu w UE przekracza 40 mln euro. Takie podmioty płaciłyby 3 proc. podatku od przychodów. Dodajmy, że kraje UE, które już teraz jednostronnie wprowadzają własny podatek cyfrowy, opierają się właśnie na tym projekcie.

Jest też pomysł ogólnoeuropejski?

Takim rozwiązaniem – już docelowym – jest projekt dyrektywy Significant Digital Presence (SDP). Zakłada on opodatkowanie osób prawnych o znaczącej obecności na rynku cyfrowym. Daninę mają płacić te firmy, które spełniają co najmniej jedno kryterium: ich przychody ze świadczenia usług w danym kraju przekraczają 7 mln euro, liczba użytkowników przekracza 100 tys. lub liczba umów handlowych na usługi cyfrowe przekracza trzy tysiące. Opodatkowane ma być świadczenie usług, które jest zautomatyzowane, np. chmury, pobieranie gier czy muzyki. Poza zakresem ma być sprzedaż online. Po ostatnich wydarzeniach można jednak przypuszczać, że te propozycje ulegną zmianie. O kształcie reformy prawdopodobnie zdecyduje OECD.

Wyobraźmy sobie, że udało się osiągnąć kompromis i mamy już w Polsce podatek cyfrowy. Co to oznacza dla konsumentów?

W debacie o podatku cyfrowym często podnoszone są obawy, iż jego ciężar zostanie przeniesiony na użytkowników lub kontrahentów. Na razie nic na to nie wskazuje. To decyzja biznesowa, gdyż wprowadzenie opłat może oznaczać spadek liczby użytkowników. Podobnie wypowiedział się kilka dni temu komisarz Moscovici.

A polskie firmy, np. zajmujące się sprzedażą online?

Dotychczas dyskutowane progi podatku cyfrowego są na tyle wysokie, że nie wydaje się, by digital tax objął polskie firmy. Pomysłodawcy chcieli, aby podatek cyfrowy przyczynił się do wyrównywania szans mniejszych, lokalnych przedsiębiorców.

Czy technologiczni giganci, jak Google i Facebook, płacą u nas podatki?

Przedsiębiorstwa cyfrowe mogą łatwiej niż tradycyjne korzystać z optymalnych podatkowo rozwiązań. Nie ma narzędzi do opodatkowania ich dochodu z działalności cyfrowej przy braku fizycznej obecności, więc w praktyce zależy to od ich decyzji.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Konsumenci
Sąd Najwyższy orzekł w sprawie frankowiczów. Eksperci komentują
Prawo dla Ciebie
TSUE nakłada karę na Polskę. Nie pomogły argumenty o uchodźcach z Ukrainy
Praca, Emerytury i renty
Niepokojące zjawisko w Polsce: renciści coraz młodsi
Prawo karne
CBA zatrzymało znanego adwokata. Za rządów PiS reprezentował Polskę
Aplikacje i egzaminy
Postulski: Nigdy nie zrezygnowałem z bycia dyrektorem KSSiP