Dla Theresy May to prawdziwy wyścig z czasem. Każdego dnia przewaga torysów nad Partią Pracy topnieje jak śnieg na słońcu, a głosowania już w czwartek. Opublikowany we wtorek sondaż dla programu „Good Morning Britain" daje konserwatystom 41,5 proc. głosów, ledwie o 1,1 pkt proc. więcej niż lewicy. A jeszcze na początku maja ta przewaga wynosiła 16 pkt proc. Co prawda wciąż 50 proc. Brytyjczyków uważa, że to May byłaby najlepszym premierem, a 36 proc. tak ocenia lidera Partii Pracy Jeremy'ego Corbyna, ale to i tak w przypadku tego ostatniego skok o 15 pkt proc. w ciągu miesiąca! Zapewne z tego powodu szefowa rządu nie zgodziła się na debatę telewizyjną ze swoim oponentem.
– Media opisywały Corbyna jako polityka nieodpowiedzialnego, ale w trakcie kampanii wyborczej pokazał się od znacznie lepszej strony. May odwrotnie: zawiodła oczekiwania – mówi „Rz" Joe Twyman, dyrektor czołowej agencji badania opinii publicznej YouGov. I choć jego zdaniem zdobycie przez laburzystów samodzielnej większości „jest wysoce nieprawdopodobne", to już „wyraźnie większe są szanse na parlament, w którym żadne ugrupowanie nie jest w stanie samodzielnie utworzyć rządu". Wówczas Corbyn mógłby spróbować zbudować koalicję ze Szkocką Partią Narodową (SNP) i Liberalnymi Demokratami, być może przejmując fotel premiera.
Jak bardzo zmieniłoby to politykę Wielkiej Brytanii?
Lider Labour Party od zawsze był eurosceptykiem: głosował przeciw przystąpieniu kraju do Unii w 1975 r., a następnie sprzeciwiał się wszystkim kolejnym unijnym traktatom. Czy teraz powstrzymałby Brexit?
– W brytyjskiej polityce dziś nic nie jest niemożliwe, ale mimo wszystko ponowne referendum w sprawie członkostwa w Unii pozostaje mało prawdopodobne – mówi „Rz" Jonathan Portes, wykładowca ekonomii na uniwersytecie King's College w Londynie – Przebieg negocjacji z Unią mocno by się jednak zmienił, bo laburzyści chcą Brexitu w wersji soft, z pozostaniem kraju w jednolitym rynku i gwarancjami utrzymania obecnych praw dla obywateli UE mieszkających na Wyspach. Plan May jest o wiele bardziej ryzykowny, może nawet dojść do szybkiego zerwania rozmów, bo premier nie akceptuje sekwencji rozmów proponowanej przez Brukselę, a także rachunku za opuszczenie unijnych instytucji – dodaje Portes.