Wyrok TSUE w sprawie frankowiczów - jakiego rozstrzygnięcia można się spodziewać

3 października Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej wyda orzeczenia w sprawie kredytu indeksowanego do franka szwajcarskiego, udzielonego przez Raiffeisen Bank Polska. Z dotychczasowych doświadczeń wynika, że w większości przypadków jest ono zgodne z wcześniejszą opinią Rzecznika Generalnego Trybunału.

Aktualizacja: 01.10.2019 19:12 Publikacja: 01.10.2019 16:45

Wyrok TSUE w sprawie frankowiczów - jakiego rozstrzygnięcia można się spodziewać

Foto: AdobeStock

Zważywszy na niekorzystną dla banków treść opinii, prawidłowość ta wywołuje duży niepokój w polskim świecie finansowym. W ostatnim czasie można było napotkać w przestrzeni publicznej liczne wypowiedzi, wskazujące, iż w takim przypadku ryzyko destabilizacji polskiego sektora bankowego byłoby znaczne.

Ze względu na złożoność problemu konsekwencje podtrzymania Rzecznika Generalnego byłyby faktycznie bardzo poważne, głównie natury makroekonomicznej, wykraczające poza wspomniana już stabilność polskiego sektora bankowego. Niektóre z nich były przedmiotem szerokiej dyskusji. Inne nie wyszły poza środowisko eksperckie. Warto tu odnotować list otwarty ekspertów Europejskiego Kongresu Finansowego do TSUE czy Komentarze do Opinii Rzecznika Generalnego TSUE opublikowane przez Instytut Jagielloński. Do niektórych spośród istotnych konsekwencji chciałbym się odnieść jeszcze teraz, zanim poznamy orzeczenie TSUE.

Czytaj także: Kredyty frankowe - co może oznaczać wyrok TSUE dla frankowiczów

W toczącej się dyskusji podnoszony był niezmiennie jeden problem: oderwanie w opinii Rzecznika waluty (franka szwajcarskiego) od odpowiadającego jej wskaźnika referencyjnego (LIBOR CHF). Podkreślano, że wskaźnik referencyjny jest jednoznacznie powiązany z walutą, którą opisuje. Użycie go w połączeniu z inną walutą kreowałoby zupełnie inną rzeczywistość. Spróbuje to pokazać na innym, choć podobnym przykładzie. Wyobraźmy sobie, że na sklepowej półce pojawił się nowy towar. Sprzedawca opatrzył go kartką z ceną: 100 dolarów. Ktoś inny zakwestionował odwołanie się w Polsce do waluty amerykańskiej i doprowadził do usunięcia dolarów i zastąpienia ich przez złote, ale z zachowaniem liczby wyrażającej cenę. Pojawiła się więc cena: 100 złotych polskich. Myślę, że dla każdego jest oczywiste, że kwota wyrażająca cenę i waluta, w jakiej jest ona wyrażona, są ze sobą ściśle powiązane i wspólnie składają się na cenę. Zmiana waluty musi się prowadzić do odpowiedniej zmiany kwoty wyrażającej cenę.

Jakie byłyby skutki zmuszenia sprzedawcy do zmiany waluty bez zmiany kwoty wyrażającej cenę? 100 złotych, to prawie cztery razy mniej niż 100 dolarów. W wyniku tej wymuszonej zmiany sprzedawca poniósłby poważną stratę.

Czy dałoby się przeprowadzić taką operację za pomocą instrumentów prawnych? Pewnie tak, choć z pewnością zostałaby ona podważona i uchylona jako kompletnie sprzeczna za podstawowymi prawami ekonomii. Czy zatem metodami prawnymi można ingerować w prawa ekonomii?

Wróćmy do TSUE. Rzecznik kierował się zasadami prawa i argumenty z zakresu ekonomii nie miały wpływu na jego stanowisko. Gdyby brał je pod uwagę, nie oddzielałby wskaźnika referencyjnego od waluty. Fakt ten legł u podłoża całego problemu. Zgodnie ze stanowiskiem Rzecznika Generalnego: gdy klauzula różnicy kursowej stanowi nieuczciwy warunek umowny, a zatem nie może być stosowana, skutkuje to przekształceniem umowy z umowy indeksowanej do franka szwajcarskiego ze stopą procentową właściwej dla tej waluty w umowę indeksowaną do złotych polskich, lecz nadal podlegającą niższej stopie procentowej odpowiedniej dla franka szwajcarskiego (punkt 41. opinii Rzecznika Generalnego). Innymi słowy, Rzecznik, zmieniając walutę z franka szwajcarskiego na złotówkę z zachowaniem wskaźnika referencyjnego LIBOR CHF uznał, że stopa procentowa jest jednym z niezależnych elementów umowy, z czego wynika, że dowolny wskaźnik można przypisać dowolnej walucie.

Pojawiają się kolejne pytania. Czy modyfikacja umowy kredytu, zastępująca zadłużenie we franku szwajcarskim zadłużeniem w złotym polskim, ale bez jednoczesnej zmiany wskaźnika referencyjnego LIBOR CHF na WIBOR nie jest, co do zasady, przypadkiem analogicznym? Ta wątpliwość prowadzi do najważniejszego pytania: Czy posługując się instrumentami prawnymi wolno ingerować w prawa ekonomii i czy decydując się mimo wszystko na taką ingerencję jesteśmy zawsze świadomi jej skutków?

Z perspektywy zasad ekonomii sprawa jest prosta. Najprościej mówiąc stopa procentowa wyznacza cenę danej waluty i jest jednym z najważniejszych, charakteryzujących ją parametrów. Stopy procentowe są podstawowym instrumentem polityki monetarnej każdego banku centralnego. Wskaźniki rynku pieniężnego są wyznaczane na podstawie transakcji rynkowych dla danej waluty i na danym rynku. Dla przykładu: WIBOR mówi o cenie złotówki na rynku warszawskim, LIBOR GBP mówi o cenie funta brytyjskiego na rynku londyńskim, a LIBOR CHF – o cenie franka szwajcarskiego na tym samym rynku. To zaś oznacza, że wskaźnik nie istnieje niezależnie od waluty. Wskaźnik referencyjny jest jej pochodną, a nie zmienną niezależną. Potwierdza to Rozporządzeniem Parlamentu i Rady w sprawie indeksów stosowanych jako wskaźniki referencyjne w instrumentach finansowych i umowach finansowych (tak zwane Rozporządzenie BMR). Art. 27 ust. 1 pkt a stanowi, że administrator wskaźnika zobowiązany jest do opublikowania oświadczenia dotyczącego wskaźnika referencyjnego, w którym wyraźnie i jednoznacznie definiuje rynek lub realia gospodarcze, których pomiar jest celem wskaźnika referencyjnego, oraz okoliczności, w jakich pomiar ten może stać się niewiarygodny. Taki też wymóg znajduje się w dokumencie wydanym przez Europejski Urząd Nadzoru Giełd i Papierów Wartościowych (ESMA), który zezwala londyńskiemu ICE Benchmark Administration na administrowanie wskaźnikiem LIBOR. A zatem, zgodnie z Rozporządzeniem BMR, wskaźnik powiązany jest z walutą i rynkiem, na którym się nią obraca. Jest zatem powiązany z walutą, dla której się go wyznacza. W przypadku wskaźnika LIBOR są to: funt brytyjski, euro, dolar amerykański, frank szwajcarski i japoński jen.

Co by się zatem stało, gdyby wyrok sądu w konkretnej sprawie przekształcał kredyt w ekspozycję w złotych oprocentowaną na podstawie LIBOR? Pozostając w zgodzie z Rozporządzeniem BMR, umowa kredytu byłaby nadal wykonalna, gdyby ICE Benchmark Administration, administrator LIBOR, wyznaczał LIBOR dla złotówki. Ale, jak wiadomo, LIBOR PLN po prostu nie istnieje. Dlatego nie da się jednocześnie postąpić zgodnie z opinią Rzecznika Generalnego oraz obowiązującym w każdym kraju członkowskim (a więc i w Polsce) Rozporządzeniem BMR.

Mam więc nadzieję, że sędziowie TSUE zrewidują swoje stanowisko. Załóżmy jednak, że TSUE podtrzyma w swoim orzeczeniu opinię Rzecznika Generalnego. Mielibyśmy wtedy do czynienia z precedensową, anomalną sytuacją. Przede wszystkim orzeczenie TSUE oznaczałoby, że wbrew zasadom ekonomii wskaźnik referencyjny nie jest już związany z konkretną walutą. Skutki mogłyby być opłakane.

Gdyby Trybunał podtrzymał stanowisko Rzecznika Generalnego, stworzyłby tym samym nową walutę. Byłaby ona, z definicji, równa polskiemu złotemu (przynajmniej w pierwszym momencie), nosiłaby też tę sama nazwę. Mimo że funkcjonowałaby na terenie Polski, podlegałaby decyzjom monetarnym Szwajcarskiego Banku Narodowego ze względu na jej powiązanie z LIBOR CHF. Byłaby to więc hybryda, nieistniejąca w tej chwili waluta, którą nazwałbym szwajcarskim złotym.

Zawieszony między Polską i Szwajcarią szwajcarski złoty byłby zapewne problemem dla banków centralnych obu krajów. Zwłaszcza Narodowy Bank Polski nie byłby chyba szczęśliwy, widząc na polskim rynku walutę, która umyka jego polityce monetarnej. Trudno by było stwierdzić, że szwajcarskiego złotego emituje NBP, skoro nie może go podporządkować swojej polityce monetarnej. Jeszcze trudniej byłoby wskazać jako emitenta szwajcarski bank centralny. A zatem kto? Chyba sąd, skoro pojawiłaby się jako konsekwencja orzeczenia TSUE? Ale nie koniec na tym. We wszystkich sprawozdaniach finansowych trzeba by szwajcarskiego złotego wykazywać oddzielnie – bo nie byłby ani polskim pieniądzem, ani walutą obcą. W szczególności zrobiłoby się potężne zamieszanie w przypadku „zwykłego", polskiego złotego, ze względu na tożsamość nazwy obu walut.

Bez względu na to, ile osób zdecydowałoby się na pozwanie swojego banku, zaburzenie dla polityki pieniężnej musiałoby być znaczne. Ponadto kredyty indeksowane, pomimo zmiany waluty, będą jeszcze przez jakiś czas spłacane. Co by się stało, gdy stopy procentowe w Szwajcarii i w Polsce zaczęły się nagle zmieniać, w dodatku w sposób nieskoordynowany? Mogę sobie wyobrazić sytuację, choć pewnie mało prawdopodobną, w której zacząłby się obrót tymi kredytami. Czy wtedy złoty polski nadal byłby dokładnie równy szwajcarskiemu złotemu?

Konstrukcja PLN+LIBOR CHF stworzyłaby jeszcze jeden precedens. Pokazałaby, że wskaźnik referencyjny nie musi być powiązany z konkretną walutą. Możliwe stałyby się, przynajmniej na terenie Unii Europejskiej, kredyty oprocentowane według innego wskaźnika referencyjnego niż powiązany dotąd z tą walutą. Na przykład bank ze strefy euro mógłby udzielić kredytu w euro, ale oprocentowanego według innego wskaźnika. Inżynieria finansowa może wiele i dlatego mogę sobie wyobrazić pojawienie się instrumentów wykorzystujących takie hybrydy. W dodatku wskaźniki referencyjne mają bez porównania szersze zastosowanie niż kredyty hipoteczne. Dlatego takie rozdzielenie waluty i wskaźnika kompletnie rozregulowałoby rynek finansowy – czy to bezpośrednio, czy pośrednio.

Kolejnym problem byłoby wyjątkowo nierówne traktowanie kredytobiorców złotowych i frankowych. Prawdą jest, że kredyty frankowe były tańsze od złotowych, ale za to obarczało je ryzyko walutowe. Kredytobiorcy złotowi byli bardziej ostrożni, ale płacili za to swoją ceną. Podtrzymanie przez TSUE opinii Rzecznika Generalnego dowiodłoby, że – za sprawą dywagacji prawnych – zaciąganie kredytów indeksowanych do waluty obcej było najbardziej korzystną strategią.

Stanowisko TSUE zgodne z opinią Rzecznika podzieliłoby kredyty złotowe na dwie grupy: kredyt standardowy (oprocentowany WIBOR plus marża) oraz preferencyjny, do niedawna indeksowany (LIBOR plus marża). Kredytobiorcy, spłacający kredyty preferencyjne, odbieraliby w ten sposób sowitą premię za podejmowanie ryzykownych decyzji ekonomicznych. W ten sposób wyższe ryzyko przekładałoby się na niższy koszt, premiując postępowanie zachęcając do ulegania hazardowi moralnemu. W ostatecznym rachunku takie sytuacje obracają się przeciwko konsumentom. Mogłoby się też zdarzyć, że kredytobiorcy spłacający standardowe kredyty złotówkowe poczuliby się pokrzywdzeni tak nierównym traktowaniem i zaczęli szukać sprawiedliwości na drodze sądowej.

Jest jeszcze jeden aspekt tej sprawy. Przy tej samej kwocie zadłużenia rata kredytu preferencyjnego byłaby niższa niż rata kredytu standardowego. W którymś momencie pojawiłoby się naturalne pytanie o podatkowe skutki zamiany kredytów indeksowanych na złotowe kredyty preferencyjne.

Jestem przekonany, że problem ten by się w ogóle nie pojawił, gdyby Rzecznik Generalny miał choćby ogólną wiedze z zakresu ekonomii. Prawa ekonomii, podobnie jak prawa przyrody, są nieczułe na zasady prawa stanowionego. Zmiana kierunku siły grawitacji w prawie grawitacji nie sprawiłaby, że nagle zaczęlibyśmy latać. Dlatego tak ważne jest, by sędziwie zajmujący się sprawami, na przykład z zakresu ekonomii, mieli, obok doskonałej znajomości prawa, niezbędną wiedzę ekonomiczną. Uniknęlibyśmy teraz stanu niepewności i zdenerwowania.

Ta nerwowość jest zrozumiała. Nie wiemy jakie będzie orzeczenie TSUE. Nie wiemy, jak orzekałyby polskie sądy, gdyby orzeczenie to miało się okazać niekorzystne dla naszego sektora finansowego. Nie wiemy wreszcie, jakie byłyby wpływ orzeczenia na stabilność polskiego rynku finansowego. Jest ona bardzo ważna i należy bardzo uważać, by nie narażać jej na szwank.

Autor jest byłym Dyrektorem Departamentu Regulacji Bankowych, Instytucji Płatniczych i Spółdzielczych Kas Oszczędnościowo-Kredytowych w Urzędzie Komisji Nadzoru Finansowego (2012-2018) oraz członkiem zarządu Europejskiego Urzędu Nadzoru Bankowego (2013-2018).

Zważywszy na niekorzystną dla banków treść opinii, prawidłowość ta wywołuje duży niepokój w polskim świecie finansowym. W ostatnim czasie można było napotkać w przestrzeni publicznej liczne wypowiedzi, wskazujące, iż w takim przypadku ryzyko destabilizacji polskiego sektora bankowego byłoby znaczne.

Ze względu na złożoność problemu konsekwencje podtrzymania Rzecznika Generalnego byłyby faktycznie bardzo poważne, głównie natury makroekonomicznej, wykraczające poza wspomniana już stabilność polskiego sektora bankowego. Niektóre z nich były przedmiotem szerokiej dyskusji. Inne nie wyszły poza środowisko eksperckie. Warto tu odnotować list otwarty ekspertów Europejskiego Kongresu Finansowego do TSUE czy Komentarze do Opinii Rzecznika Generalnego TSUE opublikowane przez Instytut Jagielloński. Do niektórych spośród istotnych konsekwencji chciałbym się odnieść jeszcze teraz, zanim poznamy orzeczenie TSUE.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Nieruchomości
Droga konieczna dla wygody sąsiada? Ważny wyrok SN ws. służebności
Sądy i trybunały
Emilia Szmydt: Czuję się trochę sparaliżowana i przerażona
Zawody prawnicze
Szef palestry pisze do Bodnara o poważnym problemie dla adwokatów i obywateli
Sądy i trybunały
Jest opinia Komisji Weneckiej ws. jednego z kluczowych projektów resortu Bodnara
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Prawo dla Ciebie
Jest wniosek o Trybunał Stanu dla szefa KRRiT Macieja Świrskiego