Większość nadawanych dziś w Europie seriali (65 proc.) to produkcje powstające z myślą o lokalnych rynkach – wynika z danych firmy Eurodata TV Worldwide, która gromadzi dane na temat widowni programów telewizyjnych. 30 proc. stanowią w tym zestawieniu seriale „z importu", a 6 proc. – koprodukcje.

– Kończy się czas dominacji wielkich seriali amerykańskich, produkcja niektórych najpopularniejszych z nich po latach została zawieszona – mówił Jacques Balducci, dyrektor ds. sprzedaży międzynarodowej w Eurodata TV Worldwide na odbywającym się w Warszawie europejskim seminarium o serialach „Let's be series", zorganizowanym w ramach Programu Kreatywna Europa. Jak podawał, w I półroczu tego roku serialowe produkcje amerykańskie stanowiły 37 proc., podczas gdy w 2012 r. było to jeszcze 58 proc. Ten sam trend zaznacza się w najchętniej produkowanym i oglądanym przez widzów serialowym gatunku, czyli w dramatach (tam udział produkcji amerykańskich spadł we wspominanym okresie z 54 proc. do 41 proc.).

Jednym z najmodniejszych obecnie gatunków są teraz seriale historyczne, by wspomnieć chociażby ostatnią nowość Netfliksa, czyli serial „The Crown", brytyjski „Victoria", ale także np. pokazywany w Hiszpanii przez Diagonal TV „Carlos, Rey Emperador" (osiąga 25,8 proc. udziałów w ogólnokrajowym rynku oglądalności) czy też irlandzki „Rebellion".

Popularnym odłamem tego rodzaju seriali są produkcje biograficzne. We Włoszech furorę robi serial opowiadający o losach Luisy Spagnoli, włoskiej właścicielki domu mody i marki czekoladek Perugina (emisja ruszyła w lutym tego roku, serial ma aż 54,9 proc. udziałów w rynku). Jako jeden z pozytywnych przykładów tego typu produkcji Balducci wymienił też polskiego „Bodo" pokazywanego przez TVP1 (miał 39,3 proc. udziałów w rynku).

W modzie są także miniseriale (np. w Rosji w ubiegłym roku wyprodukowano ich aż 120). Natomiast spodziewaną modą, rozwiniętą już w innych regionach świata, stanie się niebawem w Europie powszechne oglądanie seriali na smartfonach.