Polskie zarzuty wobec dyrektywy o delegowaniu pracowników trafiły do TSUE

Znamy szczegóły skargi rządu na europejskie przepisy o delegowaniu, wycelowane w krajowy biznes.

Aktualizacja: 11.10.2018 17:59 Publikacja: 11.10.2018 17:43

Polskie zarzuty wobec dyrektywy o delegowaniu pracowników trafiły do TSUE

Foto: Fotolia.com

Z informacji, do których dotarła „Rzeczpospolita", wynika, że rząd Mateusza Morawieckiego kwestionuje nowe unijne przepisy o delegowaniu w trzech aspektach.

Czytaj także: Dyrektywa o delegowania pracowników: polski punkt widzenia

 

Jakie argumenty?

Podstawowy zarzut dotyczy tego, że nowelizacja dyrektywy o delegowaniu (2018/957), zmieniająca zasady wysyłania pracowników do innego państwa UE i świadczenia w ten sposób usług, prowadzi do ograniczenia swobody świadczenia usług wewnątrz UE (art. 1 pkt 2 lit. a i b dyrektywy), zakazanego przez art. 56 traktatu o funkcjonowaniu UE. Przewidziane w niej wymogi co do wysokości wynagrodzeń wypłacanych takim pracownikom czy liczne obowiązki administracyjne są nieproporcjonalne do celu, jaki w ten sposób ma zostać osiągnięty, i są sprzeczne z art. 53 ust. 1 i 62 TFUE, przewidującymi obowiązek ułatwiania świadczenia usług transgranicznych. Skarga dotyczy też zastosowania nowych przepisów o delegowaniu (art. 3 ust. 3 dyrektywy) do transportu, co jest sprzeczne ze wspomnianymi wcześniej z art. 53 ust. 1 i 62 TFUE w związku z art. 58 ust. 1 TFUE.

Czytaj także: Delegowanie pracowników do innych państw Unii Europejskiej

Co ważne, polska skarga, w odróżnieniu od podobnej skargi skierowanej do TSUE przez węgierski rząd, zawiera także ewentualne roszczenie, że w razie uznania wskazanych zarzutów za słuszne, gdyby pozostałe zapisy dyrektywy nie były w stanie samodzielnie funkcjonować, Polska wniosła o uznanie całej dyrektywy za nieważną.

Bez konsultacji

Znane jest obecnie wyłącznie tzw. streszczenie skargi do TSUE, nie ma jednak dostępu do jej uzasadnienia, które pozwoliłoby na szerszą analizę argumentów użytych przez polski rząd.

Wszystko wskazuje więc na to, że nasz rząd wysłał skargę do TSUE, nie konsultując jej z żadnym z zainteresowanych środowisk, ani z przedsiębiorcami chętnie delegującymi pracowników do UE, ani związkami zawodowymi, coraz aktywniejszymi w tej sprawie. Z nieoficjalnych informacji wynika, że jej autorem ma być Konrad Szymański, wiceminister spraw zagranicznych zajmujący się sprawami europejskimi. Przedsiębiorcy zainteresowani powodzeniem skargi w TSUE liczą na doświadczenie wiceministra jako eurodeputowanego w latach 2004–2014.

Szanse pół na pół

– Szanse powodzenia polskiej skargi oceniam na 50 na 50 – komentuje dr Marek Benio, współzałożyciel Inicjatywy Mobilności Pracy.

– Trybunał już wielokrotnie powtarzał, że pracownicy delegowani są uzależnieni od wykonywanej usługi i nie konkurują na lokalnych rynkach. W ich pobycie za granicą zawsze zakodowany jest powrót. Tymczasem nowe unijne przepisy przez wymóg zrównania zarobków stawiają przedsiębiorców w bardzo trudnej sytuacji. W wielu państwach funkcjonują różne dodatki do wynagrodzenia, których nie ma w polskim porządku prawnym. Nie wiadomo więc, jak po zmianach zachowają się np. belgijscy kontrolerzy, gdy zgodnie z tamtejszymi przepisami pracownikowi przysługuje dodatek za pracę w brudzie, a w polskich przepisach brak takiego dodatku.

Zdaniem dr. Benio skarga polskiego rządu jest uzasadniona, gdyż zmiana przepisów otwiera możliwość nadużywania lokalnych regulacji do pozbywania się zagranicznych przedsiębiorstw z zachodnich rynków.

– Taki przypadek był już w Finlandii, gdy polska spółka wykonująca tam kontrakt z wykorzystaniem pracowników z Polski musiała im płacić dodatkowo 50 euro dziennie za dojazd do pracy przekraczający 60 km – dodaje dr Benio. – Ten warunek został wynegocjowany przez lokalne związki zawodowe i nie dotyczył lokalnych pracowników. Pokazuje to, jak łatwo podwyższyć koszty zatrudnienia zagranicznych pracowników tylko po to, by pozbyć się ich z rynku.

Przedsiębiorcy liczą, że TSUE rozpozna skargę naszego rządu jeszcze przed 30 lipca 2020 r., kiedy to nowe przepisy mają wejść w życie. Wtedy takie rozstrzygnięcie miałoby największy sens nie tylko dla naszego biznesu, ale także poszczególnych państw, które planują wdrożenie nowych rozwiązań przewidzianych w nowelizacji dyrektywy.

OPINIA

Joanna Jasiewicz, adwokat w kancelarii Gide Loyrette Nouel

 
Mam nadzieję, że TSUE z najwyższą powagą rozważy zarzuty polskie i węgierskie dotyczące protekcjonistycznych praktyk. Protekcjonizm niezależnie od tego, czy jest ubrany w europejskie czy krajowe przepisy dotyczące spraw socjalnych czy zamówień publicznych, zmierza ku wykluczaniu podmiotów zagranicznych z rynków krajowych. Przepisy krajowe ograniczają realnie swobodę świadczenia usług w UE, co nie powinno mieć miejsca. Dla rozstrzygnięcia tej kwestii nie powinny mieć znaczenia inne dotyczące Polski postępowania przed TSUE, w tym dotyczące kwestii praworządności.

Z informacji, do których dotarła „Rzeczpospolita", wynika, że rząd Mateusza Morawieckiego kwestionuje nowe unijne przepisy o delegowaniu w trzech aspektach.

Czytaj także: Dyrektywa o delegowania pracowników: polski punkt widzenia

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Konsumenci
Sąd Najwyższy orzekł w sprawie frankowiczów. Eksperci komentują
Prawo dla Ciebie
TSUE nakłada karę na Polskę. Nie pomogły argumenty o uchodźcach z Ukrainy
Praca, Emerytury i renty
Niepokojące zjawisko w Polsce: renciści coraz młodsi
Prawo karne
CBA zatrzymało znanego adwokata. Za rządów PiS reprezentował Polskę
Aplikacje i egzaminy
Postulski: Nigdy nie zrezygnowałem z bycia dyrektorem KSSiP