– W 2016 r. mieliśmy ogromną nowelizację związaną z dyrektywami europejskimi. Już wtedy, pracując nad projektem, mówiliśmy, że jest potrzebna nie tylko nowa ustawa, ale nowy system zamówień publicznych. Z dwóch powodów – legislacyjnego, ponieważ ustawa wymaga poprawy jej czytelności, a w 2016 r. musieliśmy zdążyć z terminem wyznaczonym przez dyrektywę, stąd wówczas była tylko nowelizacja. Po drugie, naszym celem było uczynienie z zamówień publicznych narzędzia kształtowania polityki gospodarczej państwa – uzasadniał nowy projekt Mariusz Haładyj, prezes Prokuratorii Generalnej Rzeczypospolitej Polskiej. – Z jednej strony to nowy akt prawny, z drugiej działania pozalegislacyjne, w tym zmiany w funkcjonowaniu i strukturze urzędu zamówień publicznych. Staraliśmy się spojrzeć na zamówienie publiczne jak na kompletny proces zakupowy, od pierwszego etapu, którym jest analiza potrzeb, zaplanowanie i przygotowanie zakupu, przez wybór wykonawcy, aż po realizację i ewaluację zamówienia.
Zdaniem prezesa UZP Huberta Nowaka konieczne było umożliwienie i ułatwienie rozwiązywania sporów w trakcie realizacji umowy. Dlaczego? – Jeśli pojawia się pewny spór, nie osiągamy celu – dodaje. – Jeśli spojrzymy na to, ile w akcie jest nowych rozwiązań, to nie wydaje się on już tak obszerny.
Na pytanie, czy w projekcie nowej ustawy został znaleziony złoty środek i rozwiązanie dotychczasowych problemów, odpowiedziała mec. Aldona Kowalczyk, prezes Stowarzyszenia Prawa Zamówień Publicznych: – Jako Stowarzyszenie braliśmy aktywny udział w prekonsultacjach poprzedzających się pojawienie projektu nowej ustawy. Z satysfakcją stwierdzamy, że wiele z naszych postulatów zostało uwzględnionych, w szczególności te, które wiązały się ze środkami ochrony prawnej. Był to obszar naszego szczególnego zainteresowania, związany m.in. z przeprowadzonym przez Stowarzyszenie badaniem rozwiązań w tym zakresie w krajach Unii Europejskiej. Efektem tych prac było sformułowanie pewnych wniosków de lege ferenda dla Polski. Oczywiście projekt ustawy nie jest doskonały i nie uwzględnia wszystkich postulatów. Warto jednak podkreślić, że po raz pierwszy na przestrzeni ostatnich lat projektodawca próbuje dostrzec potrzeby wykonawców i wprowadzić rozwiązania mające na celu większą równowagę, bezpieczeństwo stron umowy, myślę tu przykładowo o klauzulach niedozwolonych, waloryzacji czy postępowaniu koncyliacyjnym. Co do obszerności projektu, to rzeczywiście przy pierwszym czytaniu ustawy rzuca się w oczy jej ogrom – prawie 700 artykułów. Doceniam jednak to, że podjęto wysiłek usystematyzowania materii ustawowej i jej uporządkowania.
Podobnie pozytywnie wyrażał się mec. Jan Roliński, członek zarządu, Stowarzyszenie Prawa Zamówień Publicznych: – Również muszę pogratulować wysiłku i ambicji, bo jest ona widoczna w projekcie. Nie tylko, żeby zamówienia były elementem polityki gospodarczej państwa, ale także, żeby w zamówieniach została zmniejszona nierównowaga stron. Zauważono, że kary umowne są niekiedy przekleństwem zamawiających, a nie ich zabezpieczeniem, a także dostrzeżono brak elastyczności procedur. Mecenas Roliński miał jednak wątpliwość, czy istotnie była potrzeba bardzo szczegółowej regulacji niemal każdej instytucji i czy to dobry kierunek. Czy na pewno ustawodawca, regulując dokładnie każdą sferę zamówień, nie odbiera stronom miejsca na samodzielne wypracowanie dobrych praktyk.
Optymalnie byłoby, gdyby projekt pojawił się wraz z Koncepcją nowego PZP tak, aby uczestnicy rynku zamówień mieli odpowiednio dużo czasu na odniesienie się do konkretnych przedstawionych rozwiązań. Tego czasu jednak nie ma i prawdopodobnie nasz wpływ na treść przepisów będzie ograniczony – stwierdził dr Wojciech Hartung ze Stowarzyszenia Prawa Zamówień Publicznych. – To projekt, który był potrzebny, identyfikuje liczne zjawiska, które występują na rynku, proponując rozwiązania problemów. Jeśli chodzi o zupełnie nowe instytucje, jak choćby izba koncyliacyjna, to ich wprowadzenie jest krokiem w dobrym kierunku, pytanie, czy nie idą one czasem za daleko. Zastanawiam się, czy niektóre instytucje nie zrewolucjonizują rynku, pytanie, czy jesteśmy gotowi na rewolucję. Ja proponowałbym raczej ewolucję.