Ano zwłaszcza te, które wynikają z decyzji organów jednostek samorządowych. Wiadomo, że na samorządowych urzędników i aktywistów padł blady strach, gdy zaczęły topnieć pieniądze na gminnych, powiatowych i wojewódzkich kontach. Pandemia uderzyła z równą bezwzględnością nie tylko w ludzi, ale i w lokalne budżety. Załamały się dochody a wydatki zaczęły rosnąć. Samorządy postawiły na kredyty i pożyczki. Szukały ratunku i bankowego wsparcia inwestycji i programów społecznych. Rozpoczęło się poszukiwanie firm windykacyjnych, zainteresowanych „złymi" wierzytelnościami. Pomocna dłoń w postaci różnych wspierających rozwiązań i środków w kolejnych „Tarczach" była zbyt słaba.

W tej sytuacji eksperci sugerują długofalową zmianę polityki inwestycyjnej. Na czym miałaby ona polegać? Jakie może mieć cele? Jakimi środkami powinna być realizowana? Odpowiedź wydaje się prosta. Zmiana powinna być realizowana przy użyciu alternatywnych instrumentów inwestycyjnych. Czyli jakich? Na pewno zadłużanie się poprzez zaciąganie pożyczek lub kredytów, czy nawet emisje obligacji nie stanowi dobrego wyjścia. Finansowanie lokalnych zadań z korkowego czy janosikowego – to marne lekarstwo. Sprawie nie służy też dominacja systemu zamówień publicznych na inwestycyjnym rynku, gdyż wymagają one posiadania kapitału, bo trzeba wykonawcom płacić po fajrancie. Dlatego zmiana musi polegać na realizowaniu przede wszystkim projektów partnerstwa publiczno- -prywatnego oraz projektów koncesyjnych.

One mogą postawić na nogi budżety samorządowe. Dlatego to z nich należy korzystać. Oznacza to „Nie" dla kredytów, nawet tych bez odsetek, i „Tak" dla partnerstwa publiczno-prywatnego.

Warto zapoznać się z tekstem Marcina Nagórka „Kłopotliwe kredyty dla samorządów". Zapraszam do lektury także innych artykułów w najnowszym numerze „Dobrej administracji".