Niewielki pokój w urzędzie czy małej firmie z trzema pracownikami czy wielki open space w biurowcu – nie ma już znaczenia. Jeśli pracownik nie jest w nim sam i pracuje choćby z jedną osobą, musi zasłonić usta i nos – czyli nosić maseczkę lub przyłbicę w czasie pracy. Tak zdecydował premier w rozporządzeniu z 28 listopada br. I wybuchła afera. Pracownicy biurowców i firm podnieśli alarm: nie pracujemy z klientami zewnętrznymi, spotykamy się cały czas w stałym gronie, więc po co nam maseczki?
Problem rozwiązano. Od 2 grudnia, za sprawą ekspresowej noweli rozporządzenia, wprowadzono zmianę: pracodawca może zwolnić z obowiązku noszenia maseczki. – Bierze jednak na siebie odpowiedzialność za to, co się stanie – mówią prawnicy. Temat nie przestaje być gorący.
Poprawki na szybko
Do 28 listopada, czyli wydania rozporządzenia premiera, do noszenia maseczki czy przyłbicy zobligowani byli ci pracownicy, którzy bezpośrednio obsługiwali klientów lub interesantów. Pozostali nie musieli ich nosić w pracy.
Czytaj także: Nakaz noszenia maseczek w pracy - rząd zmieni przepisy
Tymczasem 28 listopada weszło w życie rozporządzenie premiera z nakazem zakrywania ust i nosa w pomieszczeniach, w których przebywa więcej niż jedna osoba. Według prawników oznaczało to wprost, że maseczki w pracy muszą nosić wszyscy.