Czy projekt wprowadza w rzeczywistości podatek cyfrowy?
Wydaje się, że tak – tylnymi drzwiami wprowadzany jest podatek cyfrowy. To duże zaskoczenie, bo Polska jeszcze niedawno deklarowała, że poczeka na efekt prac na forum UE i OECD.
Przypomnijmy, że Komisja Europejska chce wprowadzić jednolite zasady w całej Unii.
Czytaj także:
Dodatkowe obciążenia dla prasy w czasie epidemii
Chrabota: Podatek reklamowy osłabi polskie media
Kto uiści nową opłatę?
Jeśli chodzi o opłatę od reklamy konwencjonalnej, to obejmie ona szeroką grupę, czyli podmioty osiągające przychody z reklamy m.in. w telewizji, radiu, kinie czy na billboardach. Natomiast opłata od reklamy internetowej skierowana jest do grupy firm, których przychody z reklamy ogółem przekroczą 750 mln euro, a w Polsce – 5 mln euro rocznie. W praktyce będzie to dotyczyć kilku międzynarodowych koncernów, jak Google czy Facebook.
Ile wyniesie opłata od reklamy internetowej?
Przepisy są skonstruowane w ten sposób, że dana korporacja musiałaby zliczyć wszystkich odbiorców na świecie i ustalić, jaki procent stanowią polscy odbiorcy. Gdyby stanowili np. 10 proc., to korporacja zapłaciłaby w Polsce 5 proc. opłaty reklamowej od 10 proc. swoich globalnych przychodów.
Jakie są szanse w praktyce na ściągnięcie opłaty od gigantów cyfrowych?
Projekt ma liczne luki. Powstają wątpliwości, m.in. jak liczyć przychód z reklamy internetowej. W tej sytuacji może powstać wiele problemów technicznych z zastosowaniem przepisów. Nie wiadomo też, jak zweryfikować lokalizację odbiorców.
Wątpliwości budzi również kwestia ustanowienia w Polsce przedstawiciela do celów składki z tytułu reklamy internetowej, który będzie odpowiadał solidarnie z międzynarodowym koncernem za jej uiszczenie.
Wydaje się, że projekt w tym kształcie stanowi swego rodzaju test. Jeśli ma być uchwalony, wymaga dalszych prac.