Rz: Obowiązująca od początku roku reguła in dubio pro tributario, czyli rozstrzygania wątpliwości na korzyść podatników, wzbudza wiele emocji. Pojawiają się nawet zarzuty, że została za szybko wprowadzona do ordynacji podatkowej. Czy uważa pan, że jest ona w ogóle potrzebna? Czy jej kształt jest odpowiedni?
Sławomir Presnarowicz: Uważam, że taka instytucja była jak najbardziej potrzebna, ale zdecydowanie nie w takim kształcie, jaki ostatecznie przyjęła w ordynacji podatkowej. Przede wszystkim nie przysłużył się jej pośpiech i wprowadzenie, wydaje się, pod dyktando kampanii wyborczej. Zasada w art. 2a ordynacji podatkowej brzmi, że niedające się usunąć wątpliwości co do treści przepisów prawa podatkowego rozstrzyga się na korzyść podatnika. Już taki zapis świadczy o tym, że autorzy nie do końca zdawali sobie sprawę, o czym piszą i w ogóle o co chodzi.
To dość rygorystyczna ocena?
Tak, ale moja krytyka wynika z pogłębionej analizy i genezy tej reguły. Trzeba sięgnąć do czasów rzymskich. Żeby bowiem zrozumieć istotę tej zasady, trzeba cofnąć się co najmniej 2000 lat, czyli do okresu rozkwitu prawa rzymskiego i stosowania pewnych reguł fundamentalnych. Zasada w łacińskim brzmieniu in dubio pro tributario została sformułowana w czasach współczesnych. Została wymyślona w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. Jako jeden z pierwszych pisał o niej już w 1990 r. Zbigniew Kmieciak, obecnie profesor i sędzia NSA, oraz prof. Bogumił Brzeziński. Moje poszukiwania naukowe w tym zakresie doprowadziły mnie do czasów rzymskich. Odsyłam tu do znakomitej książki prof. Anny Pikulskiej-Radomskiej „Fiscus non erubescit. O niektórych italskich podatkach rzymskiego pryncypatu" oraz do prac prof. Witolda Wołodkiewicza. Źródłosłowem dla kluczowego pojęcia tributarium jest słowo tributum, które z kolei ma swoje zakorzenienie w słowie tribus, tj. jednej z kategorii obywateli starożytnego Rzymu. In dubio to wątpliwości. Zasadę in dubio pro tributario należałoby zatem tłumaczyć jako „w razie wątpliwości należy przyjmować na (rzecz) korzyść obywateli".
To nie to samo co „niedające się usunąć wątpliwości"?