W branżowych kuluarach od dłuższego czasu szeptano o przygotowywanej nowelizacji. Co do konieczności zmian zgodni są chyba wszyscy: przedsiębiorcy, nawet ci w Polsce nielicencjonowani, prawnicy oraz przedstawiciele samego ustawodawcy (choć może mniej wprost). Diabeł tkwi jednak w szczegółach, a więc ocena projektu Ministerstwa Finansów będzie już różna.
Możliwość blokowania stron internetowych i płatności, rejestr nielegalnych operatorów, zwiększony katalog kar i zaostrzone sankcje za naruszenie ustawy to tylko niektóre z istotnych nowości. Czy okażą się skutecznym remedium na szarą strefę? Doświadczenie pokazuje, że tylko te jurysdykcje, w których połączono wymóg lokalnych zezwoleń (czytaj: lokalnych podatków i kontroli państwa) ze zrównoważonymi obciążeniami administracyjnymi i fiskalnymi, okazały się efektywne.
Droga legalizacja
W tym kontekście widzę co najmniej dwie przyczyny, które mogą spowodować, że zagraniczni operatorzy online (bo to oni, według raportów NIK, stanowią lwią część szarej strefy) niekoniecznie zaczną masowo składać wnioski o polskie zezwolenia.
Po pierwsze, projekt umożliwia prowadzenie działalności internetowej tylko w zakresie zakładów wzajemnych (co już było) i loterii promocyjnych (co jest nowe, ale w istocie nie stanowi różnicy w kontekście hazardu). Tymczasem zdecydowana większość operatorów off-shore umieszcza na jednej platformie technologicznej kilka form hazardowej rozrywki. Prawdziwym wyzwaniem może się więc okazać dostosowanie rozwiązań IT, tak aby polski konsument mógł korzystać tylko z oferty zakładów wzajemnych i tylko takie promocje widział.
Niewątpliwie ryzyko wyższych sankcji, wpisu do rejestru nielegalnych operatorów, będzie podlegało biznesowej kalkulacji względem przewidywanych kosztów działań dostosowawczych, w tym koniecznych zmian systemów IT.