Sąd Najwyższy zajął się we wtorek sprawą biznesmena z Łodzi prowadzącego działalność gospodarczą, który zakochał się w swojej pracownicy. Uczucie rodziło się powoli, bo ślub wzięli dopiero po siedmiu latach współpracy. On był przedstawicielem skandynawskiej firmy sprzedającej w Polsce filtry do wody pitnej, ona załatwiała całą pracę biurowo-kadrową w firmie, była także jednoosobowym biurem marketingu i organizatorką wyjazdów oraz szkoleń prowadzonych przez firmę.
Gdy w czerwcu 2010 r. wzięli ślub, w organizacji ich współpracy nic się nie zmieniło. Wciąż była pracownicą.
Z żoną trzeba współpracować
Było tak do pierwszej kontroli ZUS w grudniu 2012 r. Zakład zażądał wtedy dopłaty składek, bo stwierdził, że po ślubie z prowadzącym działalność gospodarczą nie może ona być już traktowana jako pracownica, która otrzymuje minimalne wynagrodzenie, a jedynie jako osoba współpracująca przy prowadzeniu działalności, która płaci wyższe składki, bo w takiej samej wysokości jak prowadzący działalność. W 2016 r. przedsiębiorcy płacą co miesiąc składki do ZUS, jakby zarabiali 2433 zł miesięcznie, czyli o jedną trzecią więcej od minimalnego wynagrodzenia.
Sąd Najwyższy w wyroku z 21 czerwca potwierdził, że ZUS wydał prawidłową decyzję w tej sprawie.
Przepisy rodem z PRL
– Przepis, na podstawie którego zapadło orzeczenie, to relikt minionej epoki, który niepotrzebnie został przepisany do obecnie obowiązujących przepisów – tłumaczy Andrzej Radzisław, radca prawny, współpracujący z kancelarią LexConsulting.pl. – W czasach PRL chodziło o to, by wszyscy członkowie rodziny rzemieślnika, który prowadził działalność, korzystali z jego ubezpieczenia w ZUS.