Portal przypomina, że prokuratura chce postawić sędziemu Łączewskiemu zarzuty, bo miał on rzekomo zawiadomić śledczych o niepopełnionym przestępstwie i złożyć fałszywe zeznania. Chodzi o głośną sprawę korespondencji między "znanym sędzią" a osobą, która podała się za redaktora naczelnego "Newsweeka" Tomasza Lisa. Okazało się, że profil dziennikarza był fałszywy. Osoba przedstawiająca się w postach jako "Wojciech Łączewski" miała zasugerować dziennikarzowi zmianę strategii wobec PiS-u.
Śledczy twierdzą, że sędzia Łączewski zeznał nieprawdę, informując prokuraturę o włamaniu na jego konto.
Jak nieoficjalnie ustalił Onet, sędzia nigdy nie mówił prokuraturze, że do włamania doszło, a jedynie tego nie wykluczył, o ile faktycznie taka korespondencja była prowadzona.
Sędzia Wojciech Łączewski z warszawskiego Sądu Rejonowego znany jest w całej Polsce z kontrowersyjnych orzeczeń i wypowiedzi. To on skazał w 2015 r. Mariusza Kamińskiego i szefów CBA w tzw. aferze gruntowej na karę bezwzględnego więzienia. Groził pozwem prezesom TK Julii Przyłębskiej i Mariuszowi Muszyńskiemu. Skierował też do sądu skargę na bezczynność premiera Morawieckiego, który zbyt opieszale odpowiadał na jego pytania. Sędziego Łączewskiego wskazała imiennie rzeczniczka rządu Joanna Kopcińska, tłumacząc konieczność zmian w sądownictwie.
Czytaj też: