Przypomnijmy, w lipcu rzeczniczka rządu Joanna Kopcińska publicznie powiedziała, jaki jest cel wdrażanej przez rząd PiS reformy sądownictwa. Z jej ust padły słowa: "chcemy, aby już nigdy więcej nie było sędziów na telefon, żeby nie było sędziego Łączewskiego i innych, którzy mają pewne karty, których nie powinien mieć sędzia orzekający, wydający sprawiedliwe wyroki". Według komentatorów chodziło jej o wyrok skazujący Mariusza Kamińskiego i szefów CBA w tzw. aferze gruntowej, który w 2015 r. wydał sędzia Łączewski.
Jak powiedział w "Zetce" Wojciech Łączewski, o słowach Kopcińskiej dowiedział się od przedstawiciela Międzynarodowego Stowarzyszenie Adwokatów, które monitoruje m.in. zagrożenie niezawisłości sędziowskiej w Polsce. Kilka dni później sędzia Łączewski zażądał wyjaśnień od premiera. Pytał, czy słowa rzeczniczki rządu to stanowisko Rady Ministrów, czy też "należy ją traktować jako eksces Joanny Kopcińskiej". W razie, gdyby słowa rzeczniczki nie były z rządem skonsultowane, sędzia Łączewski chciał wiedzieć, jakiego rodzaju konsekwencje służbowe premier zamierza wyciągnąć wobec Joanny Kopcińskiej, która - zdaniem sędziego - w swoich słowach zamieściła groźbę co najmniej pozbawienia go urzędu.
- Bo wszystko zależy, kto mówi. Jeżeli określone sformułowanie pada z ust rzecznika rządu... Ja rozumiem, że tak rozbierając to zdanie wypowiedziane przez Joannę Kopcińską, to mogę powiedzieć, że nie jestem na telefon, tylko jestem jakimś innym, który ma jakieś karty, które się komuś nie podobają. To jeżeli ja mam takie karty, to bardzo proszę, są odpowiednie procedury, żeby te procedury wszcząć, rozpocząć. Jak na razie mijają trzy lata, nic się nie dzieje, w związku z powyższym rozumiem, że to jest ocena pani rzecznik. Natomiast jeżeli pani rzecznik rządu zapowiada, że skutkiem działań rządu ma mnie nie być w zawodzie, to znaczy, że mam zostać usunięty, w sytuacji, kiedy konstytucja gwarantuje, że sędzia jest nieusuwalny, oczywiście pomijam procedury dyscyplinarne np., to znaczy, że zaczynamy się niebezpiecznie zbliżać w kierunku określonego świata - mówił w "Zetce" Wojciech Łączewski.
Zdaniem sędziego Łączewskiego, premier powinien odpowiedzieć na jego pytanie w ciągu miesiąca, gdyż sprawa nie jest skomplikowana.
- To jest w Kodeksie postępowania administracyjnego uregulowane, ale ja powiem w ten sposób – ja jestem normalnym człowiekiem, wiem, że Kancelaria Prezesa Rady Ministrów ma wiele rzeczy na głowie i wystarczyło zgodnie z KPA napisać: „Drogi obywatelu Łączewski, zawiadomimy ciebie w stosownym terminie – za trzy miesiące, za cztery miesiące" i ja bym sobie spokojnie czekał. Natomiast tu była cisza. Cisza, cisza, cisza. Wysyłam ponaglenie – cisza, cisza, cisza - mówił sędzia.