W poprzednim artykule pisałam o błędach w opiniach biegłych sądowych, które istotnie przyczyniają się do przewlekłości procesów i eskalacji kosztów postępowań przygotowawczych i sądowych. Pisałam też o braku systemu weryfikacji umiejętności biegłych przez sądy oraz niedostosowaniu systemu ich ustanawiania do potrzeb i wymagań dzisiejszego wymiaru sprawiedliwości.
W kontynuacji tego niewygodnego, może nawet wstydliwego, lecz szalenie ważkiego tematu trzeba zwrócić uwagę na aspekt ludzki, który w ostatniej publikacji potraktowałam chyba powierzchownie. O ludziach, którzy zasiadają na ławie oskarżonych, a znaleźli się tam przez pomyłkę, mówi się niechętnie lub wcale. Znane są powszechnie powiedzenia, że „w więzieniu siedzą sami niewinni". Jeśli temat błędów w opiniach biegłych sądowych jest podnoszony, to samemu aspektowi krzywdy ludzkiej poszkodowanych w wyniku tych błędów nie poświęca się żadnej uwagi.
Brak systemu weryfikacji umiejętności biegłych sądowych jest często brzemienny w skutki dla przeciętnego Kowalskiego. Dostawszy się w tryby machiny sądowniczo-urzędniczej, niejednokrotnie z ofiary lub świadka staje się przestępcą. Nieprzygotowany na taki bieg wydarzeń, staje wobec nowych okoliczności bezradny.
Tak było z 65-letnią kobietą ze Śląska. Zaczęło się od znalezienia rysunków ośmioletniej wnuczki. Rysunki były wstrząsające, dziewczynka rysowała ojca dotykającego jej miejsc intymnych. W obraz ten wkomponowane były elementy, które można było jednoznacznie zinterpretować jako genitalia męskie i żeńskie, oraz nienaturalnie wydłużone ręce ojca dotykające dziewczynki. Rysunki te jednoznacznie można było odczytać jako „zły dotyk". Babka po rozmowie z córką (matką dziewczynki) zgłosiła sprawę na policję. Badania medyczne wykluczyły obcowanie płciowe z dzieckiem. Ponieważ przesłuchania rodziców i dziecka, a także babki nie umożliwiły potwierdzenia wersji o molestowaniu dziewczynki przez ojca ani jego braku, prokuratura zleciła wykonanie opinii na okoliczność stwierdzenia, czy rysunki wykonało dziecko. Jako biegłego powołano eksperta, który był bohaterem jednego z telewizyjnych programów interwencyjnych znanej stacji komercyjnej. Biegły ten, z wykształcenia katecheta, co jednak nie rzutowało na jego karierę psychografologa, zamiast wykonać opinię identyfikacyjną w stosunku do rysunków, które stanowiły materiał dowodowy, wykonał profil osoby, która nakreśliła owe rysunki. Doszedł do przedziwnej konkluzji, iż rysunki wykonała... babka dziecka. A oto jeden z fragmentów jego opinii:
...Jako autor 12 publikacji wiem, że jeśli osoba stosuje w swoich rysunkach kolor żółty nadmiernie, ma problemy na tle nerwowym lub ma schizofrenię na przykład słoneczniki van Gogha były żółte, a on był schizofrenikiem...