Zielonka: Polityka ery chaosu

Trzeba obalić monopol państw w instytucjach międzynarodowych. To miasta są motorem wydajności i postępu, lecz w UE za stołem decyzyjnym siedzi przedstawiciel małego, wręcz upadłego, Cypru, a nie burmistrz Hamburga, Sztokholmu albo Wiednia – przekonuje polsko-brytyjski politolog z Uniwersytetu w Oksfordzie Jan Zielonka.

Aktualizacja: 09.12.2018 21:05 Publikacja: 09.12.2018 18:02

Zielonka: Polityka ery chaosu

Foto: Beata Kitowska

Regularne spotkania dwudziestu największych mocarstw świata, G20, zostały stworzone, by zrekompensować słabości Organizacji Narodów Zjednoczonych i Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Po ostatnim szczycie G20 w Argentynie wiemy, że mocarstwa nie są w stanie rozwiązać żadnych większych problemów; wręcz przeciwnie, to one za istniejący chaos i bezprawie odpowiadają.

Roger Boyes z londyńskiego „Timesa" porównał niedawne spotkanie G20 do filmów Coppoli o mafijnej rodzinie Corleone: „Po jednej stronie stołu w Buenos Aires siedzi lider, który mówi, że nikogo nie zamordował, a po drugiej stronie lider, który mówi, że zamordował. Jest prezydent, który właśnie rozkazał atakować statki sąsiada, co jest równoznaczne z aktem wypowiedzenia wojny. Obok niego siedzi grupa innych liderów, którzy walczą ze sobą o granice, pieniądze i władzę. Naprzeciwko siebie siedzą dwaj główni rywale walczący o  przywództwo klanu, prezydenci USA i Chin. Bez względu na pozory, większość uczestników spotkania G20 nie przybyła, by pogrzebać Don Corleone, lecz by pogrzebać ład liberalny".

W księgarniach czy na Amazonie można kupić wiele książek na temat porządku światowego, bezpieczeństwa międzynarodowego i integracji europejskiej. To są jednak książki na temat świata, którego już nie ma. W ostatnich latach panuje straszny chaos, czyli przeciwieństwo porządku, ładu. Polityka strachu, szantażu i agresji nie pozwala nam czuć się bezpiecznie. Unia Europejska jest w procesie rozpadu, a nie integracji.

Nie wiemy, jak sobie z tym wszystkim radzić, brakuje nam teorii czy nawet słów, by opisać to, co się dzieje. Mamy wiele koncepcji integracji europejskiej, lecz ani jednej dla europejskiej dezintegracji. Mamy teorie hegemonii międzynarodowej czy równowagi sił, a nie mamy teorii globalnego chaosu. Jednak życie idzie naprzód i trzeba coś z tym chaosem robić. Zastanówmy się najpierw nad przejawami tego chaosu, a potem porozmawiajmy o możliwej terapii.

Przejawy chaosu

Przede wszystkim załamał się wspólny system wartości. Po upadku muru berlińskiego większość aktorów akceptowała wolny handel, rządy prawa, demokratyczne wybory, a nawet prawa człowieka. Wartości te nie były ściśle przestrzegane, lecz ich łamanie było postrzegane jako aberracja. Dziś coraz więcej aktorów podważa zasadność tych reguł. Państwa mordują przeciwników politycznych na różne sposoby – w konsulatach, w kawiarniach czy na pustyni za pomocą dronów bez najmniejszej żenady czy legitymizacji. Ataki cybernetyczne to codzienność. Zewnętrzne interwencje w wybory są notoryczne. To nie są wyjątki od zasady, to jest dziś nowa normalność. Ameryka, która była liderem wolnego świata, ma prezydenta, który nie wierzy w wolny handel, prawo międzynarodowe czy prawa człowieka, a jego podejście do demokratycznych wyborów jest dość powierzchowne. W porównaniu z nim Viktor Orbán czy Recep Tayyip Erdogan to pionki. To prowadzi do kolejnego przejawu chaosu: nie wiemy kto jest przyjacielem, a kto wrogiem. Czy Ameryka w dalszym ciągu jest naszym sojusznikiem? Powiecie: zależy do czego. No właśnie, do polityki w stosunku do Rosji? W stosunku do zmian klimatycznych? W naszych relacjach z Europą? Czy UE jest szansą czy zagrożeniem? Włosi, Francuzi, Brytyjczycy, a nawet Polacy nie są dziś w stanie wypracować wspólnej i jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Nawet Niemcy zaczynają liczyć koszty utrzymywania przy życiu Unii, zwłaszcza europejskiej waluty. Lecz gdy upadnie euro, to czy utrzyma się UE? Ktoś powie, że Rosja jest naszym wrogiem, lecz polityk węgierski, grecki czy włoski ma pewnie inne zdanie. Chiny są postrzegane jako zagrożenie, lecz przywódcy świata ustawiają się w kolejce do Chin, by coś im tam sprzedać.

Trzeci przejaw chaosu to kryzys instytucji międzynarodowych. Ich zadaniem była regulacja konfliktów i pobudzanie współpracy. Tworzyły one wspólnie uznane zasady postępowania, podejmowania decyzji i sankcjonowania wolnych strzelców. Dziś jednak wszystkie te instytucje są w stanie rozkładu. Decyzje ONZ czy UE nie są respektowane. Nawet jeżeli instytucje te dostają mandat do jakiegoś działania, to zazwyczaj robią to mało skutecznie, czy to w sferze ekonomicznej, czy militarnej. Kiedy polityk chce coś załatwić na Bliskim Wschodzie, jedzie do Waszyngtonu, a nie do siedziby ONZ w Nowym Jorku. Gdy chce coś załatwić w Europie – jedzie do Berlina, a nie do Brukseli.

Ktoś powie, to prawda, że jest duży chaos, lecz na szczęście nie prowadzi to dzisiaj do wojen. Niestety, jest to myślenie złudne. Jesteśmy już w stanie wojny, lecz wojny nowego typu, wojny hybrydowej. To czwarty przejaw chaosu. Jeśli popatrzymy na koktajl terroryzmu, wojen handlowych, cyberwojen czy tradycyjnych militarnych ekspedycji w tzw. państwach upadłych, to trudno mówić o pokoju. Nawet najbardziej stabilne państwa Zachodu wprowadzają prawa, które dawniej stosowano w czasie wojny. Francja i  Hiszpania miały niedawno stan wyjątkowy. W Hiszpanii za rządów Mariano Rajoya do więzienia wsadzano dziennikarzy, a nawet satyryków na podstawie ustawy antyterrorystycznej. Węgry, Austria czy Stany Zjednoczone wysyłają wojska, by broniły granicy przed bezbronnymi migrantami. Do więzienia czy nawet na cmentarz idą nie tylko podejrzani terroryści, lecz także ci, którzy ujawniają ciemne strony państwa. Dżamal Chaszukdżi, Caruana Galizia czy Jan Kuciak to tylko najbardziej znane przykłady z ostatnich lat.

Prawo dżungli to nie to samo co rządy prawa. A w dżungli, jak wiemy, najlepiej się mają drapieżniki. Obywatele są coraz bardziej bezbronni nie tylko wobec tych, którzy bezkarnie używają siły, lecz również tych, którzy wydają ich pieniądze (niektóre banki czy firmy ubezpieczeniowe) lub wykorzystują prywatne informacje dla własnych celów komercyjnych (na przykład Facebook).

Przyczyny i recepty

Najczęściej za obecny chaos wini się populistów i globalizację. Jednak globalizacja nie spadła z nieba. Globalizacja jest wynikiem polityki neoliberalnej, która pozbawiała podmioty publiczne wpływu na gospodarkę, technologię i komunikację. Populiści nie są z mojej bajki, lecz odpowiedzialność za błędy ostatnich dekad ponoszą liberałowie, którzy byli w tym okresie u władzy. To nie populiści odpowiadają za niebotyczną skalę nierówności, które narosły w ostatnich dekadach. To nie populiści zrobili z Unii Europejskiej przysłowiową zupę rybną, lecz liberalni politycy, tacy jak Jean-Claude Juncker czy Antonio Tajani. Nieskuteczna i niemoralna polityka migracyjna liberałów wyniosła na ołtarze populistycznych demagogów. Kolejne pokolenia liberalnych polityków łamało prawo międzynarodowe. Nawet tortury miały miejsce pod hasłem obrony wolności.

Winą za obecny chaos należy również obciążyć państwa. Państwa narodowe oddały bądź straciły kontrolę nad gospodarką. Skutki tego widzieliśmy po krachu w 2008 r. Demokracja, nawet w państwach zachodnich, nie jest w stanie zapewnić rządzącym minimum legitymizacji. Ostatnie zdjęcia z Paryża pokazują to bardzo dobrze. Państwa nie są nawet w stanie zapewnić nam obrony przed atakami cybernetycznymi czy terrorystycznymi, nie mówiąc już o hipotetycznym ataku nuklearnym. W organizacjach międzynarodowych monopol mają państwa. To one odpowiadają za opisany chaos, bezład i konflikt.

Jeśli państwa i (neo)liberałowie ponoszą odpowiedzialność za obecny chaos, to nie sposób zrozumieć, dlaczego one mają nas dzisiaj z tego chaosu wyprowadzić. A to właśnie się proponuje. Zwolennicy brexitu chcą powrotu do suwerennego państwa, nawet za cenę utraty Szkocji i dostępu do najbardziej opłacalnych rynków. Przeciwnicy brexitu chcą zaś powrotu do liberalnej Europy pod wodzą byłego bankiera, którego polityka właśnie wzbudziła ogromne protesty w całej Francji. W Polsce obóz PiS też stawia na dumne narodowe państwo, choć sukces gospodarczy tego państwa zależy od sieci powiązań w Europie. Natomiast obóz anty-PiS czeka na powrót z Brukseli (neo)liberalnego Tuska, by przywrócił to, co było. Nawoływania do wejścia na trzecią lub czwartą drogę są wołaniem na pustyni. Z moich uwag wyrasta jednak inny katalog recept na obecny chaos. Po pierwsze należy przywrócić równowagę pomiędzy wolnością i równością, bez tego populiści będą wciąż wygrywać.

Po drugie, trzeba przywrócić równowagę między sferą prywatną i publiczną, bo sama sfera prywatna nie przywróci stabilności i ładu.

Po trzecie, trzeba stworzyć transnarodowe instytucje publiczne z prawdziwego zdarzenia. UE bardziej słucha lobbystów z Brukseli niż szarych obywateli Europy. ONZ nie ma środków i uprawnień, by realizować swoje wzniosłe cele. Wzmocnieniu siły tych międzynarodowych organizacji interesu publicznego przeciwstawiają się państwa.

To prowadzi do tezy czwartej: trzeba obalić monopol państw w instytucjach międzynarodowych. Miasta są motorem wydajności i postępu, lecz w UE za stołem decyzyjnym siedzi przedstawiciel małego czy wręcz upadłego Cypru, a nie burmistrz Hamburga, Sztokholmu albo Wiednia. Społeczności lokalne walczą lepiej z biedą i smogiem niż państwa, lecz obrady ONZ oraz IMF mogą tylko śledzić na odległość.

Uwłaszczenie podmiotów interesu publicznego nie oznacza centralizacji władzy, lecz zmianę systemu zarządzania. Świat sieci wymaga sieciowego systemu zarządzania, w którym organy międzynarodowe, państwa, regiony i miasta są traktowane na równych prawach. Bez sieciowego systemu zarządzania nie sposób sprostać takim wyzwaniom, jak zmiany klimatyczne, terroryzm, migracja. Monopol państw narodowych na zarządzanie jest XIX-wieczną nostalgią. Powrót neoliberałów do władzy oznacza dalszą erozję władzy publicznej, bez której trudno okiełznać chaos.

Regularne spotkania dwudziestu największych mocarstw świata, G20, zostały stworzone, by zrekompensować słabości Organizacji Narodów Zjednoczonych i Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Po ostatnim szczycie G20 w Argentynie wiemy, że mocarstwa nie są w stanie rozwiązać żadnych większych problemów; wręcz przeciwnie, to one za istniejący chaos i bezprawie odpowiadają.

Roger Boyes z londyńskiego „Timesa" porównał niedawne spotkanie G20 do filmów Coppoli o mafijnej rodzinie Corleone: „Po jednej stronie stołu w Buenos Aires siedzi lider, który mówi, że nikogo nie zamordował, a po drugiej stronie lider, który mówi, że zamordował. Jest prezydent, który właśnie rozkazał atakować statki sąsiada, co jest równoznaczne z aktem wypowiedzenia wojny. Obok niego siedzi grupa innych liderów, którzy walczą ze sobą o granice, pieniądze i władzę. Naprzeciwko siebie siedzą dwaj główni rywale walczący o  przywództwo klanu, prezydenci USA i Chin. Bez względu na pozory, większość uczestników spotkania G20 nie przybyła, by pogrzebać Don Corleone, lecz by pogrzebać ład liberalny".

Pozostało 89% artykułu
1 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Przemysław Prekiel: PiS znowu wygra? Od Donalda Tuska i sił proeuropejskich należy wymagać więcej
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Nowy wielkomiejski fetysz. Jak „Chłopki” stały się modnym gadżetem
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Czarnecki: Z list KO i PiS bije bolesna prawda o Parlamencie Europejskim
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Haszczyński: Bombowe groźby Joe Bidena. Dlaczego USA zmieniają podejście do Izraela?
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Warzecha: Kto nie z nami, ten z Putinem? Radosław Sikorski sięga po populizm i demagogię