Dziedzic-Chojnacka o tym, jak została prawnikiem: Nic tak nie ożywia akcji jak trup

Rozmowa | Dorota Dziedzic-Chojnacka, radca prawny, poetka, pisarka

Aktualizacja: 13.12.2015 07:44 Publikacja: 13.12.2015 04:00

Foto: materiały prasowe

Rz: Pisze pani wiersze, ale też powieści o zbrodniach, a na domiar wszystkiego pracuje pani w urzędzie. Nie za wiele tu kontrastów?

Dorota Dziedzic-Chojnacka: Rzeczywiście, trochę tych kontrastów jest. Lubię eksperymentować. Oprócz pisania kryminałów i poezji zdarzały mi się także flirty na przykład z literaturą fantastyczną. Dużym sukcesem była nominacja do nagrody Zajdla za opowiadanie „Teleturniej" wydane w 2014 r., ale napisane kilkanaście lat wcześniej. Okazuje się, że warto wyjąć czasem coś z szuflady. Pisałam też horrory i literaturę dziecięcą. Moje hobby dostarcza mi niewątpliwie wiele pozytywnych emocji. Ale też praca radcy prawnego w urzędzie nie jest, jak wielu osobom może się wydawać, nudna. Reprezentowałam prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej przed Sądem Najwyższym i NSA, a także przed Trybunałem Sprawiedliwości UE. Temu też towarzyszyły emocje.

Jako studentka miała pani okazję spotkać się ze swoim mistrzem. Zaprosił panią do siebie Ryszard Kapuściński.

W liceum wzięłam udział w olimpiadzie polonistycznej, przygotowałam na nią – esej na bazie twórczości Ryszarda Kapuścińskiego. Po konkursie wysłałam swoją pracę do „Czytelnika", wydawcy pisarza. Po roku otrzymałam list od Ryszarda Kapuścińskiego zapraszający mnie na spotkanie. Nie mogłam w to uwierzyć, bo Kapuściński był moim mistrzem. Odwiedziłam go w pracowni na warszawskiej Ochocie. Całe popołudnie piliśmy herbatę i rozmawialiśmy. Ryszard Kapuściński wspomniał potem o tym spotkaniu w „Lapidarium IV". Niestety, nie udało mi się już więcej z nim spotkać. Nie brał wówczas zbyt często udziału w spotkaniach autorskich.

Co jest pani bliższe: proza czy poezja?

Teraz bardziej proza, bo zmienił mi się sposób patrzenia na słowo. Kiedyś pisałam więcej wierszy. W czasie studiów zadebiutowałam w antologii młodych płockich poetów. Potem było jeszcze wiele innych zbiorów poezji i prozy, w których ukazały się moje utwory – to był czas, kiedy często brałam udział w konkursach literackich, których efektem okazały się właśnie takie publikacje.

Pani tomik wierszy nosi tytuł „zwalniam. zwalniam". Czy prawnikowi łatwo zwolnić?

Trudno, ale chyba nie tylko prawnikowi. Po prostu świat przyspiesza. Żyjemy w coraz większym pędzie, ale trzeba próbować zwolnić, bo życie przecieknie nam przez palce.

Udało się pani?

Niezupełnie. Zawsze jest coś do osiągnięcia, do spróbowania. Trzeba po prostu być w miarę szczęśliwym.

Czym jest dla pani pisanie?

Z jednej strony to ciężka praca, z drugiej – to zanurzenie we własnym świecie. Powoływanie bohaterów do życia i nadawanie im cech jest bardzo przyjemne.

Dlaczego zdecydowała się pani napisać kryminał?

Chciałam spróbować literatury popularnej spod znaku kryminału, bo zawsze taką lubiłam. Uważam, że w Polsce jest za mało kryminałów prawniczych. Jest Zygmunt Miłoszewski, który napisał świetną serię z prokuratorem Szackim jako głównym bohaterem, ale moim zdaniem na rynku znajdzie się miejsce także dla innych autorów.

A świat części prawników przenika się ze światem zbrodni.

Tak, bo przecież wydarzenia nie muszą być opisywane oczami detektywa czy policjanta, jak w klasycznym kryminale, ale także prokuratora czy adwokata.

Planuje pani napisać jeszcze jakiś kryminał?

Mam zamówienie na drugą część „Zbrodni na boku". Jest na ukończeniu. Akcja też oczywiście będzie krążyła wokół zabójstwa, bo nic tak nie ożywia akcji jak trup. Główna bohaterka będzie ta sama – młoda adwokatka.

Pani książkę polecał obecny rzecznik praw obywatelskich.

Tak, Adam Bodnar zgodził się napisać kilka słów na okładkę, kiedy jeszcze był wiceprezesem Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

Akcja pani powieści toczy się w kancelarii. Opisuje ją pani tak, że nie chciałoby się tam pracować.

To po prostu miejsce nieuładzone, niewyidealizowane. Przecież w kancelarii pracują ludzie, a ci mogą mobbingować, czasem kłamać i popełniać małe grzeszki wobec klientów. Zbyt często w polskich serialach telewizyjnych prezentuje się kancelarie jako cukierkowe miejsca, mające niezbyt wiele wspólnego z rzeczywistością.

—rozmawiała Katarzyna Wójcik

Rz: Pisze pani wiersze, ale też powieści o zbrodniach, a na domiar wszystkiego pracuje pani w urzędzie. Nie za wiele tu kontrastów?

Dorota Dziedzic-Chojnacka: Rzeczywiście, trochę tych kontrastów jest. Lubię eksperymentować. Oprócz pisania kryminałów i poezji zdarzały mi się także flirty na przykład z literaturą fantastyczną. Dużym sukcesem była nominacja do nagrody Zajdla za opowiadanie „Teleturniej" wydane w 2014 r., ale napisane kilkanaście lat wcześniej. Okazuje się, że warto wyjąć czasem coś z szuflady. Pisałam też horrory i literaturę dziecięcą. Moje hobby dostarcza mi niewątpliwie wiele pozytywnych emocji. Ale też praca radcy prawnego w urzędzie nie jest, jak wielu osobom może się wydawać, nudna. Reprezentowałam prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej przed Sądem Najwyższym i NSA, a także przed Trybunałem Sprawiedliwości UE. Temu też towarzyszyły emocje.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Prawo karne
CBA zatrzymało znanego adwokata. Za rządów PiS reprezentował Polskę
Spadki i darowizny
Poświadczenie nabycia spadku u notariusza: koszty i zalety
Podatki
Składka zdrowotna na ryczałcie bez ograniczeń. Rząd zdradza szczegóły
Ustrój i kompetencje
Kiedy można wyłączyć grunty z produkcji rolnej
Sądy i trybunały
Sejm rozpoczął prace nad reformą TK. Dwie partie chcą odrzucenia projektów