Dariusz Pado zabiera nas na prawosławne cmentarze, w pobliża cerkwi, gdzie zapomnienie zatarło wszelkie ślady obecności. Wiersz – zdaniem Pado – ma nas ruszyć z miejsca. Tylko idąc między ludzi, może głosić swoje prawdy. I być może tylko przedmioty, a w zasadzie ich faktury, powierzchnie, są jedynym punktem oparcia. Pozostają wypalone trawy, pogorzeliska i stare gwoździe. I wypędzeni, o których mówi się tu na okrągło. Rozbite znicze na nagrobkach, pomazane inwektywami mogiły Łemkowszczyzny. Ale też księżyc zatrzymujący się nad samotnym domem.




Poeta cały czas eksploruje przestrzeń pomiędzy. Stoi w rozkroku i nie wie, czy bardziej wychylić się w przeszłość, czy odwrócić się do niej tyłem i chyżo wypatrywać tego, co nadchodzi? Balansuje w wierszach pomiędzy życiem a śmiercią, wschodem i zachodem. Czytamy: „Pomiędzy kamieniami/ zostawił garby, obok groby, zapadłe w piachu znaki". W nowym słychać stare.

Wciąż wraca echo sprzed dekady, gdzie w wierszu „Mój kolejny list do Rebe Jerzego (mapy i legendy)" trafiamy na wersy: „posłuchaj jak słoje kopert/ czasem pokruszony papier/ układają powracających/ w jedną wspólną historię".