Czas mija. Pod naciskiem Brukseli padła koncepcja opodatkowania dużych sklepów, a rząd ciągle nie może sobie poradzić z oszustami wyłudzającymi VAT. Zaczyna więc rozglądać się za innymi źródłami pieniędzy na olbrzymie wydatki socjalne. Czy celem okażą się mniejsi przedsiębiorcy i klasa średnia? Zapowiedzi wprowadzenia jednolitego podatku, likwidacji podatku liniowego i reformy ubezpieczeń społecznych, na których stracić mogą bardziej zaradni, przedsiębiorczy, odważni, a zyskać ich kosztem mniej zaradni, mniej odważni, i mniej przedsiębiorczy obywatele, budzą moje obawy i rozczarowanie.
Obowiązkiem każdego dobrego państwa jest pomoc najsłabszym. Tym, którzy nie radzą sobie z różnych przyczyn z otaczającą rzeczywistością. Obowiązkiem jest też ratowanie demografii, dla ciągłości i komfortu przyszłych pokoleń.
Nie ma z tym nic wspólnego tworzenie socjalnych list płac. Czyniąc z obywateli apatycznych klientów władzy, odbierają wolę działania, podjęcia odpowiedzialności za swoje życie, wiarę we własne siły.
Mądre państwo stawia na aktywność, minimalizuje niedogodności i ryzyko dla tych, którzy chcą być czynni, przedsiębiorczy, bo ich wysiłek opłaci się wszystkim: i państwu, i mniej zaradnym współobywatelom.
PiS od roku dryfuje między dwoma biegunami i nie potrafi obrać jednolitego kursu. Z jednej strony mamy ambitne, ciągle niezrealizowane plany wicepremiera Mateusza Morawieckiego wielkiej modernizacji kraju, z naciskiem na rozwój rodzimej przedsiębiorczości, bo to fundament zdrowego państwa. Z drugiej zaś zapowiedź szukania pieniędzy w kieszeniach obywateli, choćby poprzez mgliście prezentowany jednolity podatek, który podetnie skrzydła tym zdolniejszym i bardziej zaradnym, a to przecież oni są kołem zamachowym państwa.