Profesor Bralczyk wypowiedział się na temat siły języka w polityce. Stwierdził, że stanowi on potężną broń. - W Polsce walczy język konserwatywno-narodowy, trochę prawicowy, który odwołuje się do porównań religijnych. Bazuje na języku Kościoła, na języku romantyzmu i przeszłości - to jest ten podniosły i patetyczny język. Pojawiła się również odmiana liberalna, która chciała nas łączyć z Europą, ale jest dość obca naszemu duchowi. Posługująca się wartościami pozytywistycznymi. Pojawiła się także odmiana populistyczna. Te języki ze sobą w jakiś sposób walczą, ale czasem znajdują porozumienie – powiedział.
Pytany, które partie najlepiej komunikują się ze społeczeństwem, odpowiedział, że poznajemy to po wynikach wyborów i po sondażach. - Widać, które partie zyskują w tych sondażach, a które tracą. I bardzo często przypisujemy te wzrosty i upadki, nie tyle realnej polityce czy działaniom, ale właśnie umiejętności komunikowania się ze społeczeństwem, z odbiorcami, elektoratem, czy z suwerenem, jak to czasem się teraz mówi, co zresztą jest bardzo zręcznym słowem, bo "suweren" zakłada pewną jedność. "Suweren" nie ma części. Suweren i już – to ci, którzy rządzą. Właściwie i paradoksalnie ma jeszcze głębsze znaczenie, bo pokazuje, że suweren to jest ta grupa, która się naprawdę liczy, ta która naprawdę rządzi. I nawet jeżeli w tym nie jest całe społeczeństwo, to nazwanie suwerenem wyborców daje im wielką siłę – podkreślił.
Profesor Bralczyk wypowiedział się na temat słów i haseł używanych przez polityków w Polsce. - Hasło "dobra zmiana" jest niezłe, bo proste. Ludzie chcą zmiany, także jak chcą kontynuacji. Potrzeba bezpieczeństwa wiąże się z chęcią, żeby było jak jest, żeby nie było gorzej. A jednocześnie "zmiana", "przemiana", "odmiana", to wszystko są słowa, niosące pozytywne treści. "Reforma" już trochę jest skomplikowana, więc "zmiana" - w porządku. Ale jaka ma być zmiana? Sięgamy czasami po proste słowa. (...) Tusk na to nieźle zareagował, bo powiedział: "dobra zmiana jest wtedy dobra, kiedy jest dobra", czyli kiedy rzeczywiście jest nie tylko hasłowa. Słowo "dobry" jest w dzisiejszym języku potrzebne, ponieważ jest bardzo proste, jednoznacznie ujmujące rzeczywistość – wyjaśniał.
Pytany o słowo "szmalcownik", prof. Bralczyk powiedział krótko: To zestawienie, porównanie do szmalcownika, jest haniebne. Nie sądziłem, że kiedykolwiek powróci do języka debaty politycznej.
Gość programu wypowiedział się również na temat potrzeby odpowiedzialności za wypowiedziane słowa przez dziennikarzy i polityków. - Jest to postulat. Ten postulat powinien istnieć, żeby ludzie byli odpowiedzialni za to, co mówią, choć wiemy, że tak przecież nie będzie, że skuteczność jest związana z naruszaniem takiego poczucia. Ale gdyby tych apeli o odpowiedzialność nie było, byłoby jeszcze gorzej. (...) Możemy powiedzieć czasami, że to trochę hipokrytyczne, bo ludzie którzy nawiązują do odpowiedzialności, sami nie są odpowiedzialni. Hipokryzja – jak kiedyś mądrze powiedziano – to jest hołd, który występek składa cnocie. Jeżeli jesteśmy hipokrytami, to przynajmniej wiemy, co jest dobre, choć się do tego nie stosujemy. I o trochę hipokryzji bym tutaj apelował, jeśli nie mamy wewnętrznej potrzeby uczciwości, to przynajmniej pokazujmy, że wiemy na czym ona powinna polegać. Odpowiedzialnym za słowo trzeba być – powiedział profesor Jerzy Bralczyk.