Koniec Cirque du Soleil. Cyrkowiec miliarder ogłosił swój upadek

Cirque du Soleil, najsłynniejsza trupa świata o miliardowym rocznym zysku, upadła w skutek pandemii i zwolniła kilka tysięcy pracowników, w tym artystów.

Aktualizacja: 30.06.2020 21:13 Publikacja: 30.06.2020 21:00

Kanadyjski Cirque du Soleil oraz jego spektakl „Quidam”, który doczekał się wersji filmowej

Kanadyjski Cirque du Soleil oraz jego spektakl „Quidam”, który doczekał się wersji filmowej

Foto: Mat. Pras.

Kanadyjski Cirque du Soleil działał od 1984 roku, miał na koncie kilkadziesiąt imponujących produkcji, które obejrzało ponad 200 mln widzów na sześciu kontynentach, w ponad 450 miastach, również polskich. Pracując w objeździe, ale też mając stałe siedziby, przynosił milliard zysku rocznie. Teraz tyle wynosi jego dług.

Tylko akrobacje

Guy Laliberté, twórca Cyrku Słońca, urodził się w Québecu w 1959 roku. Zaczynał na ulicy, jeżdżąc autostopem po Europie, pierwszą noc w Europie przespał zaś podobno jak bezdomny – na ławce w Hyde Parku. Jego kapitał artystyczny stanowiła umiejętność gry na akordeonie, chodzenia na szczudłach i ziania ogniem. Historia jego trupy zaczęła się w małym miasteczku Baie-Saint-Paul. Właśnie tam, na początku lat 80., grupa kolorowych cyrkowców włóczyła się po ulicach, krocząc na szczudłach, żonglując, tańcząc, połykając ogień i grając na instrumentach.

Laliberté mógł się pokazywać publicznie z czerwonym nosem klowna, ale z jego biznesem nie było żartów: najlepszą sztuczką było połączenie cyrkowych trików ze znajomością show-biznesu. U szczytu kariery wskoczył na wysokie miejsce na liście najbogatszych według „Forbesa”, co potwierdził, biorąc udział w jednym z pierwszych lotów promem kosmicznym, do czego uprawniał bilet w cenie 35 mln dolarów.

Do stworzenia najbogatszej kompanii w światowej rozrywce wykorzystał 1,5 mln dolarów rządowego grantu przyznanego z okazji 450-lecia odkrycia Kanady. W pierwszych latach bliski był bankructwa, ale potrafił zdobyć poparcie kanadyjskiego rządu oraz wpływowych przedstawicieli finansjery. Na początku w cyrku pracowały 73 osoby. Teraz na bruku znalazło się kilka tysięcy, z czego trzecią część stanowią artyści.

Światową sławę na rynku familijnych widowisk trupa zawdzięcza temu, że odrodziła podupadającą gałąź masowej sztuki, która przed powstaniem przemysłu filmowego i telewizji była najpopularniejszą od czasów Cesarstwa Rzymskiego.

Cyrk starego typu zabiły nie tylko nowoczesne technologie i media: stał się anachroniczny, ponieważ nie przystawał do modelu nowoczesnych społeczeństw, na które wpływ mają aktywiści walczący o prawa zwierząt. Widowisko, któremu towarzyszy tradycyjna orkiestra, mogło być inspiracją dla filmów Felliniego, ale nie dla młodszych. Ci wolą słuchać rocka i chodzić na musicale, a nie do cyrku i operetki.

Laliberté z myślą o nich stworzył cyrk nowego typu – bez zwierząt, ofiar, biedy i przemocy, gdzie gimnastyczno-taneczne numery stanowią ozdobę historii opowiadanych jak w teatrze. Oprawionych laserami i przebojową muzyką niczym popowy show.

Tak zrodziły się widowiska, które – jak kiedyś opera – stanowiły cel wypraw nowej globalnej burżuazji. Opierały się na mitach i legendach oraz modnej filozofii multikulti, przez co były zrozumiałe dla widzów w każdym zakątku świata. Z myślą o takiej widowni pracowali najlepsi cyrkowcy, tancerze, choreografowie i reżyserzy na świecie.

Miłość z Beatlesami

Laliberté zyskał sławę wśród najsławniejszych artystów. Przyjaźnił się z eks-Beatlesem George’em Harrisonem, który inwestował w Monty Pythona i wspierał cyrk, bo pasował do estetyki hipisowskiego wodewilu, jaki liverpoolska czwórka zaproponowała na płycie „Sgt. Pepper”.

Laliberté spełnił marzenie nieżyjącego już Harrisona, z którym przy kominku rozmawiał o sile wiecznej przyjaźni. Doprowadził do spotkania – skłóconych od lat – Yoko Ono, wdowy po Johnie Lennonie, z Paulem McCartneyem oraz Ringo Starrem.

Z tych spotkań zrodziła się idea musicalu „Love” (2006), stworzonego na kanwie zremiksowanej muzyki The Beatles oraz słowno-wizualnego scenariusza opartego na historiach, postaciach i rekwizytach wywiedzionych z piosenek cudownej czwórki. Z myślą o prezentacji „Love” zbudowano w Las Vegas nowoczesny gmach ze sceną w kształcie ronda, z zapadniami i windami oraz z fotelami uzbrojonymi w specjalny system nagłośnienia. Inwestycja kosztowała 100 mln dolarów.

To był strzał w dziesiątkę. 5 proc. gości, którzy przybywali do stolicy hazardu, wybierało się na „Love”. Przez dekadę było ich aż 8 mln. Potem powstały widowiska oparte na biografiach Elvisa Presleya oraz Michaela Jacksona. Tournée tego ostatniego przyniosło 370 mln dolarów zysku.

Skądinąd wiadomo, że Guy Laliberté jest pokerzystą, który przegrał 31 mln dolarów, jednak nie poszedł na dno. Teraz ma już gwarancje na 300 mln dolarów, by odbudować firmę.

Kanadyjski Cirque du Soleil działał od 1984 roku, miał na koncie kilkadziesiąt imponujących produkcji, które obejrzało ponad 200 mln widzów na sześciu kontynentach, w ponad 450 miastach, również polskich. Pracując w objeździe, ale też mając stałe siedziby, przynosił milliard zysku rocznie. Teraz tyle wynosi jego dług.

Tylko akrobacje

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 793
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 792
Świat
Akcja ratunkowa na wybrzeżu Australii. 160 grindwali wyrzuconych na brzeg
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 791
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 790