Z terenu do stolicy
Założenia reformy były klarowne: scentralizowane „oko" fiskusa stworzone, by przyglądać się największym firmom i znać specyfikę ich biznesu. Służyłoby to z jednej strony polepszeniu obsługi takich firm, a z drugiej skuteczniejszemu nadzorowi nad ich rozliczeniami. Bo tam, gdzie przepływają miliony i miliardy, mogą się zdarzyć nadużycia na dużą skalę. Aby mieć oko na takie zjawiska, są potrzebni skarbowcy z doświadczeniem w kontaktach z wielkim biznesem.
Przed reformą tacy właśnie urzędnicy obsługiwali duże firmy w wyspecjalizowanych urzędach dla dużych podatników w każdym województwie. Ale po 1 stycznia ci urzędnicy, choć dobrze wiedzieli, jak działają wszystkie duże firmy na ich terenie, nie przeszli do I MUS. Co więcej, z sygnałów od przedsiębiorców spoza Mazowsza wynika, że po reformie trudno się umówić na spotkanie z urzędnikiem, by na bieżąco wyjaśnić różne trudne sprawy fiskalne.
Jak przyznaje Ewa Krzysiak, naczelnik I MUS, owi urzędnicy z poszczególnych województw mają oczywiście większą wiedzę o tych firmach niż urzędnicy I MUS, ponieważ je obsługiwali od wielu lat.
– Niemniej po zmianie właściwości nie wystąpiły żadne problemy z przekazaniem tej wiedzy, a współpraca z tymi urzędami układa się dobrze – mówi szefowa urzędu. Przyznaje jednak, że było pewnym wyzwaniem sprawne dokonywanie zwrotów VAT przez pierwsze dwa miesiące po 1 stycznia, ale dzięki tej dobrej współpracy udało się wszystko sprawnie załatwić.
Nos kontrolera schowany
Jak przyznają sami pracownicy I MUS, słabością reformy było także to, że w praktyce urząd nie wysyła kontrolerów do podatników spoza Mazowsza.
Oficjalne stanowisko urzędu brzmi: „Wraz z rozwojem nowoczesnych narzędzi informatycznych wiele informacji, które kiedyś pozyskiwaliśmy na etapie kontroli podatkowej, dziś otrzymujemy elektronicznie lub korespondencyjnie". Wizyty u podatników składają też lokalne urzędy celno-skarbowe, choć nie podlegają one I MUS.