W momencie zatrzymania na lawecie pomocy drogowej stały dwa uszkodzone samochody. Kierowca zeznał, że zakupiono je od osób prywatnych i jadą do stacji demontażu, prowadzonej przez przedsiębiorcę.
Ponieważ pojazd pomocy drogowej nie miał tachografu ani urządzenia rejestrującego, wojewódzki inspektor transportu drogowego w Szczecinie wymierzył przedsiębiorcy karę pieniężną. Utrzymując decyzję w mocy, główny inspektor transportu drogowego stwierdził, że nie był to przewóz wykonywany w ramach pomocy drogowej.
Wyjątki z warunkami
– Pojazdy pomocy drogowej są co do zasady wyłączone z ogólnych zasad transportu drogowego – mówi Mariusz Miąsko, prezes Kancelarii Prawnej Viggen sp. j., wyspecjalizowanej w międzynarodowym prawie transportowym. – Dotyczy to m.in. czasokresu przerw w pracy i odpoczynku kierowców. Dodano jednak warunek wykonywania takiej pomocy w promieniu 100 km od siedziby przedsiębiorcy oraz związku ze świadczeniami pomocy drogowej.
Przedsiębiorca poskarżył się do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Szczecinie, a sąd uchylił zaskarżone decyzje, dopatrując się niewyjaśnienia stanu faktycznego. Kolejny wyrok zapadł w Naczelnym Sądzie Administracyjnym, który uchylił wyrok WSA. I stwierdził, że nie każdy przypadek przewożenia uszkodzonych pojazdów jest przewozem w ramach pomocy drogowej, wyłączonym z ogólnych zasad transportu drogowego. Sprawa wróciła do WSA w Szczecinie, a sąd, związany wykładnią NSA, tym razem oddalił skargę. Orzekł, że wyłączenie spod obowiązku instalacji i stosowania tachografu dotyczy jedynie przewozów samochodami specjalistycznymi pojazdów po wypadkach, kolizji czy awarii. Przewożenie pojazdów zakupionych od osób prywatnych i ich przewóz do kasacji nie stanowi pomocy drogowej.
Nieudana próba
Próba ominięcia przepisów okazała się więc nieudana. Pojawiła się jednak wątpliwość, jak traktować masowe w istocie zjawisko, jakim jest przywóz do Polski samochodów zakupionych za granicą, niejednokrotnie poważnie uszkodzonych.