Rynek budowlany nawiedziła klęska urodzaju. W niemal wszystkich sektorach trwa inwestycyjny boom, ale powoduje to kumulację prac, a więc wzrost popytu na pracowników i materiały. Obserwowany od II połowy ub.r. gwałtowny wzrost kosztów wciąż wywołuje perturbacje na rynku.
Rentowność firm pod presją
Marże w kontraktach zawieranych przed II połową ub.r. topnieją, są też kłopoty z zawieraniem nowych zleceń. Na nierównowagę między rozmachem inwestorów a niewystarczającym potencjałem wykonawczym branży nakładają się inne czynniki, m.in. wprowadzenie odwróconego VAT i split paymentu. Jak szacuje Krajowy Rejestr Długów, łączny dług branży budowlanej sięgał na koniec czerwca 2,41 mld zł, o 200 mln zł więcej niż rok wcześniej.
Niskie marże
– Cały czas borykamy się ze wzrostem płac, kosztów materiałów i usług podwykonawców. Marże generalnych wykonawców nie są tak duże, byśmy mogli brać na siebie całość tego wzrostu – komentuje Wiesław Nowak, prezes ZUE. Firmie przeszedł koło nosa kolejny kontrakt – Kraków odwołał właśnie przetarg na utrzymanie infrastruktury tramwajowej w mieście w latach 2018–2021, ponieważ wartość najtańszej oferty złożonej przez ZUE była o ponad 70 proc. wyższa od założonej w budżecie. Przypadków odwoływania przetargów z powodu takich rozdźwięków, a nawet braku ofert, jest coraz więcej.
– To nie jest tak, że spółki chcą sobie odbić straty z wcześniej zawartych umów i windują marże. Nauczeni doświadczeniem kalkulujemy ceny w ofertach z buforem zakładającym dalszy wzrost kosztów, bo presja się nie skończyła: rośnie płaca minimalna, skokowo rosną ceny energii itd. – mówi prezes Nowak.