A poszkodowani? Tu sprawy okazują się bardziej złożone, bo pojawia się pokusa, aby na szkodzie i naprawie przynajmniej coś zyskać. Sprzyjają temu sądy, które w swoim orzecznictwie godzą się uwzględniać opinie biegłych (czyli hipotetyczne koszty naprawy), zamiast rzeczywistych rachunków. W efekcie nie brakuje desperatów skłonnych naprawiać auto osobiście (żeby zarobić za swoją pracę) lub montujących części używane zamiast nowych (różnica w gotówce zasili konto „przedsiębiorczego" poszkodowanego). Czy takie postępowanie jest zgodne z prawem?
Modelowy spór i rozstrzygnięcie SN
Przed Sądem Najwyższym zapadł 12 kwietnia 2018 r. wyrok w sprawie II CNP 43/17, a niedawno zostało opublikowane jego uzasadnienie. Stan faktyczny jest pokrótce taki, że auto powódki (VW Touareg, czyli dość drogi pojazd i zaledwie sześcioletni) zostało uszkodzone w kolizji przez ciężarówkę, w której zawiodły hamulce. Początkowo powódka domagała się zwrotu kosztów naprawy z polisy OC sprawcy, potem wniosła o likwidację szkody ze swojego AC. Ubezpieczyciel wypłacił powódce kwotę, która jej zdaniem nie wystarczała na naprawę. Zażądała więc sporej dopłaty. Trzeba dodać, że zdecydowała się powierzyć naprawę koledze męża, a nie warsztatowi. Ponadto zgodziła się na użycie części używanych. Naprawa okazała się wadliwa, co pozwala zrozumieć poszukiwanie przez powództwo środków na dalsze nakłady.
Sąd rejonowy uznał, że za wadliwą naprawę odpowiedzialność ponosi powódka. Nie ma to jednak znaczenia dla wysokości odszkodowania i odpowiedzialności ubezpieczyciela. Mając na względzie, że pojazd miał pierwszą kolizję i nie był stary – należało go naprawić częściami nowymi. Według tego rozumowania zasądził odpowiednie odszkodowanie ponad sumę wypłaconą przed sporem, kierując się postanowieniami umowy polisy AC, z której korzystała powódka, oraz przywołał art. art. 436 § 2, 415 k.c. i art. 19 ust. 1 ustawy z 22 maja 2003 r. o ubezpieczeniach obowiązkowych.
Sąd drugiej instancji powództwo oddalił w całości. Jego zdaniem wadliwe jest określanie wysokości szkody na podstawie hipotetycznych kosztów obliczonych przez biegłego. Poszkodowany ma wprawdzie prawo do odszkodowania, także jeśli z naprawy zrezygnuje, jeżeli jednak do niej doszło, to w obliczu tego wyboru obowiązek odszkodowawczy ubezpieczyciela konkretyzuje się do kosztów naprawy i wydatków poniesionych na przywrócenie pojazdu do stanu sprzed szkody. Powódka powinna więc wykazać koszty, a skoro tego uczynić nie chciała – należało powództwo oddalić – co też sąd odwoławczy orzekł.
Do SN wpłynęła skarga o uznanie tego wyroku za niezgodny z prawem, zarzucająca niezgodność z przepisami art. 6, art. 361 § 1 i 2 k.c., art. 363 § 2 k.c., art. 415 k.c., art. 436 § 2 k.c. oraz art. 232 i art. 233 k.p.c. SN przychylił się do skargi i na podstawie art. 42411 § 2 k.p.c. stwierdził, że wyrok jest niezgodny z prawem. W uzasadnieniu wskazał, że sąd drugiej instancji dokonał błędnej wykładni prawa, uznając, że odpowiedzialność za skutki kolizji należy ograniczyć do niewykazanych wydatków na nieprofesjonalną naprawę. Tymczasem zastosowanie uznanej wykładni art. 363 § 1 i art. 822 § 1 k.c. prowadzi do oczywistego wniosku, że powódce należało się odszkodowanie w wysokości odpowiadającej kosztom profesjonalnej naprawy pojazdu, chociaż powierzyła czynności mające doprowadzić do osiągnięcia takiego rezultatu osobie, która naprawę wykonała tanio, ale wadliwie, powiększając szkodę powódki.
Opisany spór w pełni zasługuje na miano modelowego, bo wnoszenie pozwów o wypłatę dodatkowego odszkodowania jest powszechną praktyką i zmorą polskich sądów.