Aktualnie koszty sądowe - do kwoty 1,5 tys. zł - można regulować kupując znaki opłaty sądowej. Ministerstwo Sprawiedliwości chce wycofać je z obrotu, tłumacząc, że drukowanie znaków jest nie tylko anachronizmem, ale również generuje dodatkowe koszty dla budżetu. Znaki miałyby zostać zastąpione przez uruchomienie Platformy Elektronicznych Płatności, która umożliwiałaby wnoszenie opłat np. za pomocą przelewu przez internet.

Takie pomysły resortu sprawiedliwości nie spodobały się części środowisk prawniczych. Wycofaniu znaków opłaty sądowej sprzeciwiła się w ostatni czwartek Okręgowa Rada Adwokacka w Katowicach.

Zdaniem śląskich adwokatów wdrożenie elektronicznego sposobu uiszczania opłat sądowych nie powinno wiązać się z rezygnacją z najprostszej dla stron i pełnomocników formy wnoszenia opłat sądowych, szczególnie popularnej w przypadku drobnych, nawet kilkuzłotowych opłat. - Likwidacja znaków realnie utrudni stronom i pełnomocnikom wnoszenie opłat sądowych, zmuszając do uiszczenia opłaty w kasie sądu (często odległego) bądź też skorzystania z przelewu bankowego, przekazu pocztowego - co dodatkowo wiąże się z poniesieniem kosztów prowizji - powiedział Polskiej Agencji Prasowej dziekan ORA mec. Roman Kusz.

Suchej nitki na ministerialnych pomysłach nie zostawia adwokat Jerzy M. Majewski, który na swojej stronie internetowej podnosi, iż „polski ustawodawca ma niebywałą zdolność utrudniania obywatelom codziennych spraw".

Zdaniem adwokata całkowita likwidacja znaków opłaty sądowej to nie ułatwienie tylko utrudnienie pracy adwokatom, radcom prawnym i samym stronom. „Zamiast iść w sądzie do okienka po znaczek, strona będzie musiała udać się do banku, zrobić przelew, z kopią przelewu wrócić do sądu" – wskazuje Jerzy M. Majewski.