Polacy mają prawo mieć dosyć polityki na lata. W październiku 2023 roku odbyły się wybory parlamentarne, w kwietniu 2024 roku samorządowe, w tym samym roku w czerwcu przeprowadziliśmy wybory do Parlamentu Europejskiego, a teraz wybory prezydenckie. Istotny był nie sam fakt wielokrotnej konieczności pójścia do urn wyborczych, ale życie w stanie permanentnego napięcia, czyli trwających kampanii wyborczych. Nadmiar politycznych bodźców męczy, irytuje i rzutuje na frekwencję wyborczą, która w wyborach parlamentarnych była rekordowa i wyniosła ponad 74 proc., co pewnie już się nie powtórzy. I niestety, duża w tym wina polityków, że w kolejnych wyborach aktywność obywatelska malała przy urnach.
Czytaj więcej
„Kto Pani/Pana zdaniem był zwycięzcą debaty prezydenckiej z 12 maja?” - takie pytanie zadaliśmy u...
Wybory prezydenckie 2025: wyjątkowo długa kampania
W 2020 roku, podczas pierwszej tury wyborów prezydenckich, frekwencja wynosiła 64,51 proc., a podczas drugiej 68,18 proc., i był to drugi najwyższy wynik frekwencji w historii III RP. Kandydatów na prezydenta łączy jedno – każdy gra na mobilizację swoich elektoratów. Szczególnie na aktywności wyborczej zależy głównym uczestnikom wyborczego maratonu, czyli Karolowi Nawrockiemu i Rafałowi Trzaskowskiemu. Od tego, czy ich zwolennicy ruszą masowo do urn, w szczególności w drugiej turze, zależeć będzie przyszłość Polski.
To była wyjątkowo długa kampania wyborcza. Warto przypomnieć, że rekordzista Sławomir Mentzen oficjalnie ogłosił swój start w wyborach prezydenckich i rozpoczął kampanię 31 sierpnia 2024 roku, na konwencji zorganizowanej w Warszawie. Objazd Polski rozpoczął już 9 września 2024 roku od Włocławka.
O prezydenturę ubiega się trzynastu kandydatów, którym udało się zebrać 100 tys. podpisów popierających ich kandydaturę. Kilku osobom Państwowa Komisja Wyborcza odmówiła rejestracji – z powodu niewystarczającej liczby podpisów lub nieprawidłowo złożonych, np. osób zmarłych.