Michał Szułdrzyński: 224 minuty piekielnych mąk, czyli co zapamiętamy z prezydenckiej debaty w TVP?

Krzysztof Stanowski zdominował debatę w TVP, obnażając słabość rywali i prowadzącej. Faworyci – Rafał Trzaskowski i Karol Nawrocki – zawiedli. Lewica się pokłóciła, a dziennikarze nie potrafili zapanować nad formatem.

Publikacja: 13.05.2025 07:37

Karol Nawrocki

Karol Nawrocki

Foto: PAP/Marcin Obara

Poniedziałkowa debata współorganizowana przez telewizję publiczną przejdzie do historii jako najsłabsza z wszystkich przeprowadzonych w tej kampanii.

Dlaczego zawiodła formuła prezydenckiej debaty?

A ta kampania stała debatami. Jej specyfiką było to, że właściwie zaczęła się na poważnie dopiero wtedy, gdy zaczęły się debaty. Kandydaci składali oświadczenia, spotykali się z własnymi wyborcami, a wszystko znajdowało się w cieniu geopolityki. Prawdziwa kampania zaczęła się w Końskich. I wygląda na to, że skończyła się przy Woronicza.

Czytaj więcej

Podcast „Rzecz w tym”: Czy pomysł debaty Trzaskowski–Nawrocki to ustawka?

Przede wszystkim zawiodła formuła. Sztaby wynegocjowały bezpieczniejszą dla siebie, ale bardzo nużącą formę debaty. Teoretycznie miało to służyć jej uporządkowaniu – podział na sekcje tematyczne, które dawały kandydatom możliwość odpowiedzi na różne pytania. W efekcie jednak dostaliśmy niestrawne widowisko, nawet osoby, które na co dzień zajmują się polityką, miały problem z utrzymaniem uwagi przez te 224 minuty.

Krzysztof Stanowski obnażył słabości kandydatów i samej debaty

Choć od początku byłem sceptyczny wobec kandydatury Krzysztofa Stanowskiego, który wystartował po to, by te wybory ośmieszyć, to właśnie on wypadł w tej debacie najlepiej. Tak, uważałem, że jego celem jest nihilistyczne i antypolityczne, a więc populistyczne uderzanie w polityczne elity, w system partyjny, ale w poniedziałek nie sposób mu było kilka razy nie przyznać racji. Stanowski bowiem objawił, że w tej kampanii występują postaci znacznie mniejszego formatu niż ten, który na ogół kojarzymy z prezydenturą.

Kiedyś napisałem, dość brzydko, przyznaję, że awatar Donalda Tuska spotkał się z awatarem Jarosława Kaczyńskiego. Dziś muszę podtrzymać tamtą tezę. Tusk i Kaczyński są wybitnymi politykami z zupełnie innej ligi niż startujący w wyborach prezydenckich kandydaci. I znów rację miał Stanowski, który przyznał, że z takimi kandydatami Aleksander Kwaśniewski poradziłby sobie w pierwszej turze. Tak było w 2000 roku, gdy wywalczył reelekcję jako jedyny dotąd prezydent bez konieczności wyborczej dogrywki w II turze. To więc antypolityczny Stanowski reprezentował na tej debacie tak popularne w tej kampanii chłopski rozum i zdrowy rozsądek.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Debata w duchu Twittera (dziś X)

Z czego zapamiętamy Rafała Trzaskowskiego z poniedziałkowej debaty

Stanowski wypadł tak naturalnie, bo zawiedli faworyci. Rafał Trzaskowski właściwie niczym nie zaskoczył. Nie miał niczego ciekawego do powiedzenia, sztab uznał widocznie, że dobrą strategią będzie, gdy lider sondaży będzie agresywny i arogancki.

Słusznie, że Trzaskowski punktował Karola Nawrockiego za sprawę kawalerki, którą ten przejął w Gdańsku od pana Jerzego, ale powiedzmy wprost, że nie było to żadne osiągnięcie. To nie wykorzystanie tego wątku było zasługą Trzaskowskiego, lecz raczej niewykorzystanie byłoby już katastrofą. Szczególnie że w tej sprawie najwięcej dowiedzieliśmy się z mediów, które całą historię i związane z nią dokumenty ujawniły.

Faworyt, podobnie jak na debacie w Końskich (którą przecież zorganizował jego sztab), nie potrafił ukryć irytacji, że prowadząc w wyborach musi się zniżyć do udziału w debatowym cyrku. Zapamiętamy go jako polityka zmęczonego i agresywnego.

Jak zapamiętamy z debaty Nawrockiego? Jako nieszczerze uśmiechającego się polityka o charyzmie zbliżonej do Mariusza Błaszczaka

Debata z 12 czerwca: Karol Nawrocki w absolutnej defensywie

I Nawrocki nie był w stanie tej argumentacji sprostać. Wątki mieszkania w Gdańsku pojawiały się w wypowiedziach kilku kandydatów, którzy wbijali szpile Nawrockiemu, a ten odpowiadał kilkoma wyuczonymi formułkami. Sztab przygotował go na odpieranie ataków przez ataki na Trzaskowskiego, granie na antyniemieckich i antyunijnych resentymentach, ale przecież w niechęci do Zachodu nie mógł przebić kandydatów tak nacjonalistycznych jak Sławomir Mentzen, ksenofobicznych i antysemickich jak Grzegorz Braun, czy wreszcie otwarcie prorosyjskich jak przerażający Maciej Maciak – w jego przypadku zapamiętamy tyradę na cześć Władimira Putina, który tak bardzo kocha dzieci, że rodzice z całego świata marzą, by wysłać swe pociechy do Rosji. A jak zapamiętamy z debaty Nawrockiego? Jako nieszczerze uśmiechającego się polityka o charyzmie zbliżonej do Mariusza Błaszczaka, który w bulwersującej opinię publiczną historii brnie w spiralę niewiarygodnych tłumaczeń.

Co jeszcze zapamiętamy z tej debaty? Z pewnością ostrą kłótnię lewicowych kandydatów – Magdaleny Biejat z Adrianem Zandbergiem, którzy walczą desperacko o ten sam elektorat.

Niczego przełomowego nie zapamiętamy za to z wystąpień Sławomira Mentzena i Szymona Hołowni, którzy walczą o trzecie miejsce.

Dlaczego debata obnażyła słabość obecnej TVP

No i na koniec, niestety, zapamiętamy blamaż Telewizji Publicznej, mającej ustawowy obowiązek organizowania debaty. Z trójki prowadzących najlepiej wypadł Piotr Witwicki z Polsatu, zadawał ciekawe pytania. Ale prowadzący w ogóle nie zapanowali nad czasem – zaplanowana na dwie i pół godziny debata trwała niemal cztery, co było niestrawne.

Prowadząca ze strony TVP Dorota Wysocka-Schnepf zajęta była głównie odpieraniem ataków ze strony kandydatów, głównie Krzysztofa Stanowskiego. Stanowski brutalnie faulował, wyciągając historię rodziny jej męża, za którą ona w żaden sposób nie odpowiada. Ale prowokując ją, obnażył jej nieprofesjonalizm – Wysocka-Schnepf odpowiadała bowiem na osobiste wycieczki Stanowskiego, nie reagując na skandaliczne proputinowskie tezy Maciaka czy kolejne antysemickie wycieczki Brauna. Właściwie potyczki między prowadzącą a Stanowskim były chyba najciekawszymi elementami tej debaty.

Z jednej strony. jeśli debatę w 2023 roku w TVP mógł prowadzić Michał Rachoń, to dlaczego teraz nie miałaby jej prowadzić Dorota Wysocka-Schnepf, która stronniczość udowodniła, stawiając choćby ideologicznie nacechowane pytanie o aborcję? Z drugiej strony, czy tak miały wyglądać media publiczne po 15 października 2023 roku?

Poniedziałkowa debata współorganizowana przez telewizję publiczną przejdzie do historii jako najsłabsza z wszystkich przeprowadzonych w tej kampanii.

Dlaczego zawiodła formuła prezydenckiej debaty?

Pozostało jeszcze 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Komentarze
Bogusław Chrabota: Debata w duchu Twittera (dziś X)
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Czy po debacie Karol Nawrocki pozwie Szymona Hołownie za nazwanie go kłamcą?
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Czy krótka pamięć zaważy na wyniku wyborów prezydenckich?
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Nudna debata ludzi zmęczonych. Wygrali ci, którzy poszli spać
Komentarze
Debata TVP, czyli bestiarium bezsilności kandydatów w sprawach gospodarczych
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem