– My nie skapitulujemy. Ta walka o lepszą Polskę trwa i zawsze będzie trwała – mówił Donald Tusk podczas spotkania z wyborcami w drugą rocznicę wyborów, 15 października. Cały ten dzień był raczej dowodem na to, że walka trwa, nie zaś tego, że przez te dwa lata rządowi udało się osiągnąć sukces. Bo nie odbył się wszak żaden event świętujący ten sukces, a każdy z koalicjantów uczcił ten dzień osobno.
Czy premier Donald Tusk radzi sobie z oczekiwaniami własnych wyborców?
– Z całą mocą odrzucam zarzuty, że od 15 października wasza sytuacja stała się gorsza. Nie – stała się lepsza, co nie znaczy, że fajna – tłumaczył wyborcom szef rządu. I to jest chyba sedno sprawy. – Nie wszystko dowieźliśmy z tego, co obiecaliśmy, koalicja okazała się trudniejsza, niż sądziłem, nie wygraliśmy wyborów prezydenckich. Nie mam pełni władzy – inny partner w koalicji czasem mówi „nie” i rząd nie może działać tak szybko, jak chciałby premier.
Zamiast szukać winnych wśród komentatorów krytykujących rząd – co przypomina tropienie niegdyś symetrystów – Koalicja Obywatelska i sam premier powinni się zastanowić, jak odzyskać sprawczość, a w efekcie zaufanie wyborców
Choć premier starał się część winy za niespełnione obietnice przerzucić solidarnie na koalicjantów i na przegrane wybory prezydenckie, problemem jest zarządzanie oczekiwaniami. Przed wyborami parlamentarnymi oczekiwania były gigantyczne. W 2023 r. aż 54 proc. ankietowanych przez CBOS mówiło, że ludzie tacy jak oni mają wpływ na sprawy kraju. Po dwóch latach ten odsetek spadł do 34 proc.