Koniec roku to czas podsumowań. I czasem, aby ujrzeć otaczający świat w punktowym świetle, trzeba pokusić się o myślowy eksperyment. Wyobraźmy sobie, że komunizm nie skończył się w 1989 r., ale właśnie teraz. My nadal chcemy wyjść z dekad biedy, uciec zza Żelaznej Kurtyny, wymknąć się ze strefy wpływów Wschodu. I co się okazuje? Geografia i mroczna historia nie pozostawiają nam wielkiego pola manewru. Znów zrobilibyśmy wszystko, aby trzymać Kreml jak najdalej od naszego terytorium. Aby rozpocząć, po latach zamordyzmu, przygodę z demokracją i modernizacją, znów zwrócilibyśmy twarze w odwrotną od Wschodu stronę.
Dwa Zachody. Wzorowanie się na Waszyngtonie Donalda Trumpa, a wzorowanie się na Unii Europejskiej to różne pary kaloszy
W 2025 r. nadal innej drogi nie ma. Wtedy jednak nagle zdalibyśmy sobie sprawę, że dziś mamy nie jeden Zachód, ale aż dwa Zachody. Wzorowanie się na Waszyngtonie Donalda Trumpa, a wzorowanie się na Brukseli z kryteriami kopenhaskimi, to różne pary kaloszy. Dwa modele polityki, dwie logiki działania, dwa języki wartości. W teorii to nadal Zachód z wyborami przy urnach. W praktyce jednak to zupełnie inne standardy postępowania, dozwolonej retoryki, wreszcie inny punkt dojścia.
Wybór Polski, która chce na Zachód, nie byłby tak łatwy, jak dawniej. Donald Trump to militarna potęga nr 1, jednak w 2020 r. próbował sfałszować wybory (niesławne zlecenie przez telefon „szukania” 11 780 głosów w Georgii). Bruksela zaś wciąż reprezentuje ideały liberalnej demokracji, jednak przed Moskwą nas nie obroni. Szlachetne normy, procedury, wartości – ale bez twardej siły. Gdybyśmy mieli wybierać jeden z dwóch Zachodów, mielibyśmy twardy orzech do zgryzienia.
Dawny świat jednego Zachodu pękł
Pod koniec 2025 r. owe dwa Zachody ustrojowe istnieją realnie. Ćwiczenie wyobraźni przydaje się nam, aby łatwiej zobaczyć bifurkacje. Być może to przesilenie transatlantyckie chwilowe, ale w praktyce fundamentalne. Gdy Waszyngton narzuca Ukrainie 28-punktowy plan pokojowy „made in Russia”, Kijów przecież biegnie do drugiego Zachodu. Część państw europejskich próbuje wtedy pomóc odkręcić ofertę pierwszego, coraz mniej demokratycznego Zachodu. Dla krajów mniejszych, egzystencjalnie zagrożonych rysuje się dramatyczny wybór między bezpieczeństwem a demokracją. Do niedawna było to jedno i to samo, gdyż i Zachód był jeden.