Reklama
Rozwiń
Reklama

Estera Flieger: Polska wygrała los na historycznej loterii

Co, jeśli nasz spór jest absolutyzowany, podczas gdy normalnym jest, że zajmujemy różne stanowiska? Oglądając „Listy z Wilczej”, wróciłam myślami do pomysłu na edukację regionalną – polskiej szkole mogłoby się to przydać.

Publikacja: 21.11.2025 04:54

Estera Flieger: Polska wygrała los na historycznej loterii

Foto: AdobeStock

Narzekamy. I narzekamy na to, że narzekamy. Możemy na to narzekać. Albo to zaakceptować, oswoić. Spróbować zrozumieć. A nawet polubić. Jeśli istnieje coś takiego jak cechy narodowe, ta jest właśnie nasza. Arjun Talwar, który przyjechał do Polski 12 lat temu, by studiować na Wydziale Operatorskim Szkoły Filmowej w Łodzi, napisał do niej odę. Gorąco polecam jego „Listy z Wilczej” – 90-minutowy dokument miał premierę na Berlinale i wreszcie trafił do szerszej dystrybucji. 

Mieszkający w centrum Warszawy imigrant z Indii, dla którego „Polska była wielką zagadką”, postanowił „dotrzeć do sedna niektórych spraw”, zaczynając od własnej ulicy. Efekt? Do tańca i do różańca. To jeden z tych filmów, dla których powstało kino. Zresztą ciepło przyjęty – sala była wypełniona po brzegi, nie pamiętam też, kiedy ostatni raz słyszałam w kinie oklaski.

Polska ma szczęście: ojców niepodległości było sześciu – każdy inny

Jacy jesteśmy – my, Polacy? Nie zepsuję Czytelnikom i Czytelniczkom seansu, jeśli zdradzę, że pointa „Listów z Wilczej” zasadniczo brzmi: różni. Różni choćby w stosunku do obcych, a szerzej – innych; co jest zresztą istotnym wątkiem w filmie. 

Czytaj więcej

PiS i PO nie rozumieją Polaków, ale mają sposób na wymuszanie głosów

O tym, jacy jesteśmy, rozmawiałam niedawno z kilkoma osobami na przykładzie kartki wywieszonej w windzie: jeden z lokatorów informował, że ma okrągłe urodziny, więc tego wieczoru będzie głośniej, za co przeprasza – kilku sąsiadów dopisało życzenia. „Jesteśmy nierówni” – skomentował jeden z moich rozmówców. „Część dopisze życzenia, inni będą domagać się zakończenia imprezy” – dodał kolejny. Nierówni to wciąż różni.

Reklama
Reklama

Mamy wielkie szczęście: historyczny los obdarował nas sześcioma ojcami niepodległości – po to, żebyśmy wszyscy się pośród nich odnaleźli. Reprezentowali oni odmienne wrażliwości – jedni prawicowe, inni lewicowe. Albo regionalne. Tymczasem na przestrzeni ostatnich dobrych kilku lat otrzymywaliśmy spłaszczony obraz polskiego społeczeństwa. Na dodatek opisywanego przy pomocy wielkich kwantyfikatorów: wszyscy Polacy byli albo za, albo przeciw, równo połowa popierała, druga się sprzeciwiała. Ciężko było się wyłamać, jeśli tylko ktoś myślał inaczej.

Polskie społeczeństwo jest ciekawsze niż polityka

Polaryzacja była czymś w rodzaju wytrychu. I muszę się uderzyć we własne dziennikarskie piersi – to było łatwe, wygodne. „– Poproszę o komentarz do zdarzenia X. – Jesteśmy spolaryzowani”. Fajrant. Można jak na ksero odbijać tysiące rozedrganych komentarzy o podziałach. Nie zaprzeczam temu, że były i są tematy, które dzieliły mniej więcej po równo (naukowcy mówią, że polaryzacja zachodzi, kiedy różnica pomiędzy poszczególnymi stanowiskami jest nie większa niż 10 pkt proc.). Ale dziś myślę, że polaryzacja była – i jest – absolutyzowana. Ponadto podziały są inne niż partyjne, bo choćby generacyjne. 

Czytaj więcej

Prof. Mikołaj Cześnik: W opowieści PiS państwo jest dobrą matką


Absolutyzowany – na użytek polityczny – był również sam spór, podczas gdy w demokracji zupełnie normalnym jest to, że będziemy mieć różne zdanie. Czy fakt, że jesteśmy różni musi być słabością w obliczu zewnętrznego zagrożenia? To polaryzacja nią jest, nie różnorodność. Myśląc o „Listach z Wilczej” i o tym, że jesteśmy różni, wracam choćby do pomysłu na edukację regionalną – uważam, że polskiej szkole bardzo by się to przydało. Blok, ulica, mała ojczyzna. Bo na końcu tego wszystkiego jest świadomość, co jest nam bliskie i czego warto bronić. Co bynajmniej nie oznacza porzucenia tego, co narodowe. Po prostu od czegoś trzeba zacząć, by zrozumieć sedno spraw.

Narzekamy. I narzekamy na to, że narzekamy. Możemy na to narzekać. Albo to zaakceptować, oswoić. Spróbować zrozumieć. A nawet polubić. Jeśli istnieje coś takiego jak cechy narodowe, ta jest właśnie nasza. Arjun Talwar, który przyjechał do Polski 12 lat temu, by studiować na Wydziale Operatorskim Szkoły Filmowej w Łodzi, napisał do niej odę. Gorąco polecam jego „Listy z Wilczej” – 90-minutowy dokument miał premierę na Berlinale i wreszcie trafił do szerszej dystrybucji. 

Pozostało jeszcze 89% artykułu
/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Włodzimierz Czarzasty jak kot. Ma dziewięć żyć i zawsze spada na cztery łapy
Publicystyka
Aleksander Hall: Polityczna zimna wojna PiS i KO szkodzi naszej wspólnocie
Publicystyka
Adam Czarnota, Maciej Kisilowski: Nowelizując konstytucję, nie zamieńmy siekierki na kijek
felietony
Jerzy Surdykowski: Bez optymizmu patrzę na szanse Donalda Tuska
Materiał Promocyjny
Jak budować strategię cyberodporności
Publicystyka
Roman Kuźniar: Jak zatrzymać dziwną wojnę w Ukrainie
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama