Reklama
Rozwiń
Reklama

Prof. Mikołaj Cześnik: W opowieści PiS państwo jest dobrą matką

To nie liczby bezwzględne są tym, co nas motywuje politycznie i społecznie, a stosunek do tych, którzy są zaraz obok i mogą mieć więcej. I w tym sensie ostatnie wybory prezydenckie były o klasach – mówi prof. Mikołaj Cześnik, Uniwersytet SWPS.

Publikacja: 12.11.2025 04:30

Szef BBN Sławomir Cenckiewicz i prezydent Karol Nawrocki na Marszu Niepodległości w Warszawie

Szef BBN Sławomir Cenckiewicz i prezydent Karol Nawrocki na Marszu Niepodległości w Warszawie

Foto: PAP/EPA

Dlaczego kiedy Karol Nawrocki zjada kebaba, przyjmuje się, że odnosi wizerunkowy sukces, podczas gdy Rafał Trzaskowski w podobnej sytuacji oceniany jest jako nienaturalny?

Karol Nawrocki odnajduje się w roli chłopaka z sąsiedztwa. W tym czasie Rafał Trzaskowski był w filharmonii.

Reklama
Reklama

Jeśli chce się wygrać wybory w Polsce, nie chodzi się do filharmonii?

Kebab kojarzy się masowo. Stał się zresztą fenomenem, który zasługuje na zbadanie. To nie bez znaczenia, że pojawił się w serialu „1670”, który jest opowieścią o współczesnym społeczeństwie polskim

To efekt wyboru takiej, a nie innej drogi. Rafał Trzaskowski i jego sztab podkreślali, że nie jest zwykłym Polakiem, choćby dlatego, że został wychowany wśród luminarzy polskiej kultury i uczęszczał do szkoły z Michałem Żebrowskim. Zaś Karol Nawrocki i twórcy jego wizerunku od początku opowiadali o nim jako o chłopaku z sąsiedztwa. Najwyraźniej to się udało, bo wyniki exit poll drugiej tury wyborów prezydenckich pokazały pęknięcie: im wyżej w strukturze społecznej, tym prawdopodobieństwo oddania głosu na Rafała Trzaskowskiego rosło, im niżej – na Karola Nawrockiego. 

Próbuję zrozumieć, jak to działa, bo wydawało mi się, że bycie autentycznym jest atutem, a filharmonia jest naturalnym środowiskiem Trzaskowskiego.

To nie teatr muzyczny. Filharmonia jest elitarna. Podobnie jak niektóre muzea, np. sztuki współczesnej, które wręcz nie chcą być dla wszystkich. To prawda, trudno znaleźć polityka, który czułby się w filharmonii lepiej niż Rafał Trzaskowski. Ale powstaje pytanie: czy powinien z niej wyjść. I nie mam na nie dobrej odpowiedzi, bo nie zawsze musi być tak, że kandydat bliższy ludowi wygrywa z tym mniej ludowym. Ale stawiając wyłącznie na patrycjuszy, nie da się wygrać. Ponieważ głosy przedstawicieli różnych klas społecznych ważą tyle samo, kandydaci wyborów optymalizują podejmowany w kampanii wysiłek, rozpoznając, gdzie mogą zdobyć ich najwięcej. 

Reklama
Reklama

Wybór dokonywany przy urnie wyborczej jest klasowy? 

Uważam, że tak. Natomiast klasa społeczna w Polsce nie jest dziś definiowana wyłącznie w kategoriach ekonomicznych, choć ten wymiar ma znaczenie, bo jeśli uśrednimy zarobki elektoratów Nawrockiego i Trzaskowskiego, drugi z nich okaże się zamożniejszy. Przy czym polskie społeczeństwo jest ogólnie zamożne.

Jak to?

Porównując z innymi również w Europie, owszem. Pamiętajmy o tym, że to nie liczby bezwzględne są tym, co nas motywuje politycznie i społecznie, a stosunek do tych, którzy są zaraz obok i mogą mieć więcej. I w tym sensie ostatnie wybory prezydenckie na pewno były o klasach. 

Z jakiego jeszcze powodu były klasowe?

Klasy ludowe bardzo długo nie czuły się tutaj jak u siebie. Szczególnie w latach 90. To nie tylko pracownicy PGR-ów, którzy są emblematyczni, ale również robotnicy. Jeśli chodzi zaś o rolników, pogarda wobec wsi – a tym kodem kulturowym operuje serial „1670” – jest głęboko zakorzeniona w kulturze. A klasa robotnicza nie wyparowała przecież po 1989 r.. Zatrudnienie ma inną strukturę – nie ma dużych zakładów itd. To wciąż kilka milionów ludzi. PRL – przynajmniej dyskursywnie, choć nie tylko – ich dowartościowywał. W kolejnych latach całe klasy społeczne zostały potraktowane jako niepotrzebne, wręcz zbędne i niepasujące do nowego obrazu, który malowały nie tylko media, bo również szkoła, która uczyła, że trzeba być przecież przedsiębiorczym. Ale co to znaczy, że dziennikarka, sędzia, policjant i robotnik mają być przedsiębiorczy? Pęknięcie klasowe właśnie daje o sobie znać. A mainstream rzadko przypominał sobie o słabszych.

Czytaj więcej

Wawrzyniec Rymkiewicz: Słowo „inteligent” mogłoby być dla mnie obraźliwe

W 2001 r. SLD zrobił wszystko to, czego nie powinni robić socjaldemokraci, a jest właściwe skrajnym liberałom, czyli skrócił urlop macierzyński. I cztery lata później został za to ukarany: bycie samotną matką potrzebującą pomocy, było silnym predyktorem niegłosowania na lewicę, a nawet niegłosowania wcale. A inaczej: kobiety, które zaufały wcześniej Leszkowi Millerowi zraziły się nie tylko do lewicy, ale do polityki w ogóle. Stąd niska frekwencja w 2005 r.. Odpracowywanie tego zajęło kilkanaście lat. A w niszę wszedł PiS. 

To jest partia pracowników?

Myślą przewodnią PiS jest pochylenie się nad najsłabszymi – emerytami, bezrobotnymi, rodzinami wielodzietnymi. Państwo jest w tej opowieści dobrą matką. To bardzo ciekawe, po jaki archetyp sięgnięto. Ferdinand Tönnies, niemiecki socjolog i ekonomista, opisał dwa idealne modele relacji międzyludzkich: z porządku racjonalnego to stowarzyszenie, z emocjonalnego zaś wspólnota. Przykładem tej drugiej jest właśnie więź matki z dzieckiem – z wnętrza, gorąca, niewykalkulowana. PiS mówiło właśnie językiem wspólnotowości.  Oczywiście, program 500+ okazał się zastrzykiem gotówki, ale miał też wymiar godnościowy: był nie ulgą, a darem, co zdaniem antropologów, jest nie bez znaczenia. Dodatkowo obudowanym narracją. 

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Estera Flieger: Zmieńcie sobie chłopstwo

Przede wszystkim, po 25 latach siedzenia w niewygodnej szkolnej ławce i strofowania, jak trzymać łokcie przy stole, przyszedł ktoś, kto powiedział reprezentantom klas ludowych: akceptujemy was, takimi, jakimi jesteście. 

Czyli można słuchać disco polo.

Uznanie dla innych gustów estetycznych jest tu bardzo ważne. I Jacek Kurski to rozumiał. Jako badacz społeczeństwa i polityki nie potrafię oszacować, ile to ważyło, ale nie mam żadnych wątpliwości, że to wszystko miało znaczenie. Wyborca mógł zadać sobie pytanie: „Dlaczego mam wybrać kogoś innego, skoro dają mi pieniądze i puszczają muzykę, która mi się podoba?”. 
Wątek ekonomiczny spotkał się z kulturowym. Myślę, że to, co wydarzyło się w wyborach było reakcją na pogardę, która była nawet nie klasowa, a stanowa, bo I Rzeczpospolita skończyła się właściwie wraz z reformą rolną w 1945 r.. Klasowości jako tematu niekoniecznie dotykali współcześni twórcy kultury. „Fantomowe ciało króla” Jan Sowa napisał w 2013 r., „Ludową Historię Polski” Adam Leszczyński w 2020. Może właśnie PiS nam pomógł w ten sposób, że wreszcie zaczęliśmy zauważać, iż jest inna Polska? Że poza – mniej więcej – 40 proc., są też ludzie, którzy żyją w niepełny sposób: nie ma dla nich oferty politycznej, nie biorą udziału w wyborach, mieszkają daleko. Wcześniej te napięcia były, ale niewykorzystane politycznie, wręcz wyborczo. Odtąd miliony ludzi  wreszcie poczuło, że kartka wyborcza coś znaczy. Jest elektorat, który ma świadomość, że jeśli się zmobilizuje, zbuntuje lub będzie wdzięczny, może sporo zmienić. Może nam się jego polityka nie podobać, ale Karol Nawrocki nie wziął się znikąd. Za nim stoi konkretna grupa ludzi, która ma swoje interesy. Musimy się przyzwyczaić do tego, że demokracja polega na tym, iż będą się one ścierać i czasem trzeba się posunąć. Pewnie, dobrze byłoby przy tym minimalizować straty. 

po 25 latach siedzenia w niewygodniej szkolnej ławce i strofowania jak trzymać łokcie przy stole, przyszedł ktoś, kto powiedział reprezentantom klas ludowych: akceptujemy was, takimi, jakimi jesteście

Ale chłopki nie czytają „Chłopek”. Co się dzieje, kiedy zaczytany w nich przedstawiciel elity spotka w przedziale pociągu reprezentanta klasy ludowej, który zjada mające swój zapach jajko na twardo?

Potomków polskiej szlachty, ziemiaństwa i inteligencji jest mniej niż aspirujących do wyższej klasy społecznej. Część odczuwa pęknięty habitus. Zresztą – w tym sensie, że uważający się za prawdziwych – „historyczni” inteligenci, raczej nie dają zapomnieć tym z awansu, iż są z zewnątrz. Inna rzecz, którą warto poddać dyskusji to status inteligenta. Czy aspiracja wystarczy, aby zostać inteligentem? Oświadczenie woli? 

Ale trzymajmy się przykładu jajka ugotowanego na twardo. Będzie inteligent, którego wujek robi to samo – i co teraz? Są też tacy przedstawiciele klas wyższych, którzy uważają, że cały świat powinien wyglądać jak ich własny – chodzi się do restauracji, ma się kogoś do sprzątania, dobrze wyposażoną biblioteczkę oraz wuja ordynatora i znajomych rozsianych po całym świecie. 

Reklama
Reklama

Warto przy tym pamiętać, że mieszkańcy największych miast stanowią w Polsce mniejszość. 

A może absolutyzujemy lud, obśmiewając „Wilanówek”?

Ci, którzy mają największy wpływ na polską kulturę – czy szerzej dyskurs – nie mieszkają w Wilanowie. Rozróżniam klasę wyższą i wyższą średnią. To nie Wilanów generuje gusta i przekonanie o tym, co jest fajne lub nie. Miejsca władzy symbolicznej są gdzieś indziej – na Żoliborzu i Mokotowie, w Krakowie. A może w ten sposób: w starych, przedwojennych spółdzielniach mieszkaniowych. Z „Wilanówka” łatwo się pośmiać, bo nie ma wystarczającej siły dyskursywnej do tego, by się obronić. 

Marksista powiedziałby pewnie, że to nie przypadek, iż śmiejemy się właśnie z niego. Bo być może wielkim zwycięstwem „prawdziwych” elit w Polsce jest to, że są niewidzialne. Ich stosunek do zwrotu ludowego czy stratyfikacji społecznej – jak zakładam – jest bardziej zniuansowany. 

Postawiłbym inne pytanie: na ile autorzy, których zaliczylibyśmy do zwrotu ludowego, są świadomi swojego przywileju czy awansu, ale to wszystko dzieje się gdzieś indziej niż w memach o „Wilanówku”. 

Reklama
Reklama

Choć Jarosław Kaczyński ufa swojej intuicji, nie skąpi pieniędzy na to, by się czegoś nowego dowiedzieć – PiS jest w tym sensie bardziej nowoczesny

Wracając do wyborów prezydenckich: PiS wie o Polakach więcej niż Koalicja Obywatelska? 

PiS ma w sobie pokorę wobec wiedzy akademickiej, podczas gdy Platforma Obywatelska najwyraźniej nie wykorzystuje potencjału sympatii wśród akademików. Choć Jarosław Kaczyński ufa swojej intuicji, nie skąpi pieniędzy na to, by się czegoś nowego dowiedzieć – PiS jest w tym sensie bardziej nowoczesny.

A czego chce Polak: awansować? A może do wyborów pcha go lęk przed utratą statusu?

Społeczna gra, w którą gramy, polega na gromadzeniu dóbr oraz zdobyciu władzy nad innymi i szacunku. A tak się składa, że są to trzy kryteria, które wyznaczają pozycję klasową. Jeśli ktoś nie chce zagrać w tę grę, inni zapytają go, dlaczego się z nimi nie ściga: żyjemy w społeczeństwie, w którym trzeba piąć się w górę – jeśli ktoś awansuje, zaczyna więcej zarabiać, zdobywa władzę nad innymi, obejmując kierownicze stanowisko i staje się bardziej szanowanym. By to opisać, być może bardziej przydatny – niż język politologii i socjologii – staje się język psychologii ewolucyjnej. 

prof. Mikołaj Cześnik

Socjolog i politolog. Dyrektor Instytutu Nauk Społecznych Uniwersytetu SWPS. Zajmuje się badaniami opinii społecznej i wyborów politycznych. Specjalizuje się w analizie systemów politycznych, w szczególności demokracji. Jest członkiem Polskiego Generalnego Studium Wyborczego, pionierskiej w Polsce inicjatywy, która ma na celu systematyczną i rzetelną rejestrację oraz analizę najważniejszych wydarzeń politycznych w kraju – wyborów parlamentarnych.

Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Polityka
Pięciu przegranych i pięciu wygranych w polskiej polityce. Subiektywny ranking roku Jacka Nizinkiewicza
Polityka
Sondaż: Czy Zbigniew Ziobro powinien wrócić do Polski? Znamy zdanie Polaków
Polityka
Czy samolot spadł po wybuchu gaśnicy? Bliscy polskich ofiar nadal walczą o prawdę
Polityka
Kto dziś „zawładnął wyobraźnią Polaków”? Szef IBRiS wskazuje
Materiał Promocyjny
W kierunku zrównoważonej przyszłości – konkretne działania
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama