W tym roku hasłem przewodnim Boskiej Komedii jest „Czekając na barbarzyńców”. Nawiązuje do wiersza Kawafisa, ale i powieści J.M. Coetzee'ego.
„Czekając na barbarzyńców” Boskiej Komedii
– Hasło oddaje niepokoje współczesności między przeczuciem a wydarzeniem, które może radykalnie zmienić naszą rzeczywistość – mówi Bartosz Szydłowski, dyrektor festiwalu. – Barbarzyńca jest inny i obcy. Może groźny. A może wywrotowy. To ktoś, kogo się boimy, ale kogo jednocześnie potrzebujemy, żeby otrząsnąć się z marazmu. Zaś festiwal jest światłem w tunelu, miejscem, gdzie oddaje głos wrażliwości artystycznej, bo to artyści dzisiaj mają siłę głosu ostatnich sprawiedliwych, upominających się o to, o czym zapomnieli liderzy współczesnego świata. Nie chodzi tylko o diagnozy, ale o proces oczyszczenia naszych zainfekowanych nienawiścią i strachem organizmów.
Barbarzyńca to ktoś, kogo się boimy, ale kogo jednocześnie potrzebujemy, żeby otrząsnąć się z marazmu
Na początek festiwalu publiczność zobaczy wydarzenie specjalne, czyli prapremierę „Roku bez lata”, koprodukcji Boskiej Komedii, w inscenizacji austriackiej choreografki i reżyserki Florentiny Holzinger, która jest sensacją ostatnich lat w teatrze i przesuwa jego granice, gdy wielu teatromanów sądziło, że wszystko już było.
Światowa prapremiera miała miejsce w słynnym berlińskim Volksbühne am Rosa-Luxemburg-Platz, a początek rozgrywa się w kłębach znamiennego smogu. Stanowi to nawiązanie do „Frankensteina” Mary Shelley, która w 1816 r., gdy w Europie nie było lata i słońca z powodu wybuchu wulkanu Tambora – zaczęła pisać gotycki horror. Ale mamy też połączenie ze współczesnym kryzysem klimatycznym. Odpowiedzią na wszechogarniającą katastrofę jest kobieca czułość. Tulą się do siebie wszystkie bohaterki Holzinger, wybrane do jej najnowszej superprodukcji w castingu przedstawicielki kilku generacji i ras, choć dla bohaterek Austriaczki ta bariera nie istnieje. Tak jak tabu nagości w scenach miłości i dawania życia.