Reklama
Rozwiń
Reklama

Dron i Nergal na premierze u Klaty. Spektakl w Narodowym dla Grzegorza Brauna

Jan Klata użył drona w „Termopilach polskich” wg Tadeusza Micińskiego, ale jego nowy spektakl rywalizacji z „Heweliuszem” raczej nie wygra. Jest za długi, a mimo świetnych scen i aktorów, męczy chocholim tańcem opowiadania o polskiej niemożności.

Publikacja: 23.11.2025 13:50

Danuta Stenka jako caryca Katarzyna

Danuta Stenka jako caryca Katarzyna

Foto: Marta Ankiersztajn/ Mat. Pras./Teatr Narodowy

Kiedy Jan Frycz w roli króla Stanisława Augusta Poniatowskiego w związku z uchwalaniem Konstytucji 3 maja nucił „Jeszcze Polska nie zginęła” publiczność premiery powstała i zaśpiewała hymn narodowy.

Reklama
Reklama

Nowy dyrektor Teatru Narodowego, wystawiając „Termopile polskie”, czyli historię upadku Rzeczpospolitej od 1787 do 1813 r., wykazał się więc ewidentnym socjotechnicznym sprytem. Najpierw zaaranżował defiladę na swoją cześć przy drzwiach, a potem elitę polskiej kultury i teatru „zmusił” do stanięcia na baczność przed jego spektaklem inaugurującym dyrekcję w Narodowym.

Kogo w Narodowym nie było! Przybyli poprzedni ministrowie kultury Bartłomiej Sienkiewicz, Hanna Wróblewska, Małgorzata Omilanowska-Kiljańczyk; byli i obecni dyrektorzy najważniejszych scen, festiwali oraz prezesi teatralnych stowarzyszeń – m.in. Agata Grenda, Maja Kleczewska, Ewa Pilawska, Jan Englert, Wojciech Faruga, Krzysztof Głuchowski, Maciej Nowak, Jacek Jabrzyk, Bartosz Szydłowski, Robert Talarczyk, Bartosz Zaczykiewicz, a także reżyserzy (był Krystian Lupa z Piotrem Skibą) i większość krytyki.

„Termopile polskie” wg Tadeusza Micińskiego w inscenizacji Jana Klaty

Co prawda tak zwani wszyscy przyszli, ale nie wszyscy dali się reżyserować jak statyści. Był bowiem w chwycie reżyserskim z użyciem hymnu szantaż emocjonalny, bo przecież nie wszystkim się podobało, ale do hymnu wstać trzeba. A jednocześnie Klata ośmieszył powszechnie stosowany w Polsce zabieg, jakim jest nadużywanie Mazurka Dąbrowskiego, gdy Polaków ogarnia frustracja i niemoc. Wiadomo: wygrać trudno, śpiewać łatwo. Dowodem na to są mecze piłkarskiej reprezentacji, która od dekad przegrywa na najważniejszych arenach. Czy artyści polskiego teatru upodobnią się do piłkarzy? Teatromani mają śpiewać, że nic się nie stało? No nie!

Jan Klata z pewnością wielkim reżyserem jest, ale premiera „Termopili polskich” nie zachwyca, tak jakby się tego chciało na otwarcie dyrekcji reżysera w Teatrze Narodowym, w dodatku na 260-lecie jego powstania.  Na mnie „Termopile” Klaty zaczęły pozytywnie działać dopiero dwadzieścia minut po rozpoczęciu, gdy na scenę wszedł Oskar Hamerski w roli Potiomkina, faworyta Katarzyny Wielkiej, jej prawej ręki i akuszera rozbiorów Polski.

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Klata spodziewa się Karola Nawrockiego na „Termopilach”: „Następna okazja za 260 lat”

Hamerski ma już aktorską charyzmę, wielki głos i gra supermana w obcisłym kostiumie, który złamał Kozaków, podbił dla Rosji Krym. Jako kochanek i wierny żołnierz carycy zgromadził wielką władzę i fortunę, a bierze też łapówki za dopuszczanie do Katarzyny – w sprawach kraju i seksu! Poprzez zakup ziem na Kijowszczyźnie stał się poddanym Stanisława Augusta, a jednak z niego drwi. Klęcząc, deklaruje skromnie, że zamierza być najlepszym człowiekiem królestwa, gdy ma przecież siłę obalania tronów, organizowania Targowicy i rozbiorów.

Śmiechem była przyjmowana scena wejścia, a w zasadzie wjazdu zapadnią, carycy Katarzyny, granej przez Danutę Stenkę, która zmiata na swojej drodze wszystko jak spychacz – ubrana w szeroką na wiele metrów suknię na fiszbinach, projektu Mirka Kaczmarka. To świetna metafora seksualnego i imperialnego popędu carycy, o którym krążą do dziś legendy, a co demonstrują u Klaty wypadający spod sukni liczni kochankowie w bluzach rosyjskich hokeistów z ochraniaczami na genitaliach.

Świetne wejście na premierze miał też Jan Frycz w roli Stanisława Augusta (gra go w dublurze Jerzy Radziwiłowicz), ciągnący za sobą długi i ciężki królewski płaszcz, na noszeniu którego królowi ewidentnie nie starcza sił. Spod płaszcza wyciąga mały, wędkarski stołek – jaki król, taki tron!, i skarży się, że nie ma na nic pieniędzy.

Te wszystkie sceny mają moc najlepszych spektakli Jana Klaty (kiedyś je skracał, syntetyzował), ale to nie starcza, by pierwszy akt uznać za doskonały. Kto jednak z ekipy Narodowego stanie na drodze dyrektora i namówi go, by przeprodukować widowisko? Przecież Jan Klata ma moc carycy Katarzyny.

Reklama
Reklama

„Grób Agamemnona” Słowackiego u Klaty

Reżyser na scenie przedstawiającej zaorane pole i miejsce bitwy (scenografia Justyna Łagowska) wielokrotnie miesza czasy. Nakłada na upadek I Rzeczpospolitej katastrofę II wojny światowej (zdjęcia zbombardowanego Teatru Narodowego w wizualizacjach) i powstanie warszawskie (mały powstaniec grany przez Arkadiusza Pycia), zaś książę Józef Poniatowski (Karol Pocheć) wygłasza monologi namierzony przez drona, który transmituje obraz, taki, jaki widzimy w relacjach z wojny w Ukrainie.

Wniosek z „Termopili” jest oczywisty: przejęcie Ukrainy przez Rosję będzie miało teraz taki sam katastrofalny skutek dla nas, jak przed zaborami. To bardzo mocne, a wręcz przygnębiające przesłanie spektaklu. Tak jak monolog króla o liście skorumpowanych przez zaborców magnatów i hierarchów, wśród których jest prymas. Ale król też przecież brał, w końcu przystąpił do Targowicy i rozważa przyszłość w prowansalskim pałacyku. Na końcu łkając „Grób Agamemnona” Słowackiego, zjeżdża zapadnią do piekła polskich największych katastrof.

Czytaj więcej

Jan Klata: W Kijowie towarzyszyło mi pytanie, czy my jesteśmy następni

To już sekwencje drugiego, godzinnego aktu, który nie zawsze jest tak spektakularny jak bywa pierwszy, ale za to zdecydowanie zborniejszy, równiejszy. Scena z pokonanymi żołnierzami ledwo utrzymującymi się na kulach to nawet krok dalej niż legendarne już nieme wejście Wiarusa (w wykonaniu Ludwika Solskiego) w scenie po bitwie pod Grochowem w „Warszawiance”.

U Klaty i Micińskiego mamy rzeź Pragi, przed którą umazany krwią Mnich (Cezary Kosiński) daje pokaz nawoływania do bezsensownej katolickiej ofiary (bardzo w stylu późnego Jarosława Marka Rymkiewicza), przypominający dzisiejszy islamski fanatyzm. Kościół nie jest na pewno pozytywnym bohaterem tego spektaklu. Targowiczanie zaś intonują fragment „Żeby Polska była Polską” Jana Pietrzaka (prztyczek dla prawicy).

Metal i McDonald's u Klaty

Jednak muzyczną ścieżkę zapewnił grający na żywo metalowy zespół Gruzja. Ton spektaklowi nadaje jego kompozycja „Aleksandria” o zamieszaniu, jaki tworzą w świadomości młodych Polaków historia i współczesność, gdy ciągle przypominane Auschwitz, Norymberga i Monte Cassino funkcjonują na tej samej zasadzie co McDonald's. Polskie tragedie stały się chlebem powszednim jak niesmaczny i niezdrowy hamburger? Ale jeżeli Klata chce nam o tym powiedzieć, to dlaczego sam brnie w proste kabaretowe żarty oraz gagi (choćby Tadeusz Kościuszko w sukmanie i kowbojkach)?

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Światowa premiera płyty zwycięzcy Konkursu Chopinowskiego

Owszem, obecna wojna w Ukrainie, zmieniająca się sytuacja geopolityczna oraz wewnętrzna w Polsce, gdy antyukraińskość graniczy z głupotą, kiedy czołowi politycy opozycji szukają azylu u orędownika Putina w Budapeszcie, zaś mogący liczyć na 10 proc. poparcia Grzegorz Braun pisze listy do putinowskiego ministra Ławrowa niczym Dmowski do Petersburga w czasie zaborów – mogą przerażać tym, że historia już zaczęła się powtarzać. Jednocześnie teatr nie może być chocholim tańcem, a nieustanne pokazywanie go staje się nudne. Przecież niedawno Jan Englert zamknął swoją dyrekcję w Narodowym finałem „Hamleta”, gdzie Putin wkracza do Warszawy. A sam Klata o naszym zniewoleniu ma już na koncie m.in. „Wesele”, „Wyzwolenie”, „Wielkiego Fryderyka”.

Zwłaszcza w hybrydowej rzeczywistości, gdzie pozory pokoju mieszają się z coraz poważniejszymi przejawami wojny – teatr musi z kolei rywalizować o widzów z platformami streamingowymi. W Narodowym wizualizacje Natana Berkowicza nie wystarczą. Nie mam przekonania, że „Termopile polskie” pokonają „Heweliusza”, a przecież serial Jana Holoubka też opowiada o słabości polskiego państwa. Tak, ale poprzez bohaterów bliższych współczesności, nowocześniejszym językiem, szybciej, krócej, bez reżyserskiego baroku.

Termopile polskiego teatru

Ale to nie jest kwestia do przemyślenia tylko dla Jana Klaty. Na marginesie premiery w Narodowym mam wrażenie, że teatr polski nie przeżywa swojego najlepszego czasu. Środowisko reżyserskie, aktorskie oraz recenzenci są skłóceni, wszyscy wszystkich obrzucają błotem – publicznie, widząc źdźbło w oku innych, a nie dostrzegając belki w swoim.

Kryteria działania Ministerstwa Kultury – w tym konkurs na dyrektora Teatru Narodowego w formule zaproponowanej przez Hannę Wróblewską, a także instytucji rządowych – bywają niejasne, delikatnie mówiąc. Rządzą środowiskowe bańki, brakuje reprezentatywnych ciał, które uwzględniałyby wszystkie parytety, choć głoszono hasła walki z wykluczeniami i ageizmem.

Reklama
Reklama

Środowisko polskiego teatru piętnujące polityków, posłów i społeczeństwo nie jest wcale lepsze. Jego szczęście polega na tym, że w przeciwieństwie do liderów polityki, kina czy streamingu nie musi drżeć o swój los i obawiać się światowej konkurencji, która ją zdeklasuje. Ale mistrzostwo świata to nie jest. To już tylko krajowa liga.

Czytaj więcej

„The Beatles Anthology": jak Beatlesi grali i nagrywali z nieżyjącym Lennonem

A gdy się powiedziało o grzechach środowiska i dalekiego od klarowności działania ekip ministerialnych obecnych rządów – trzeba przypomnieć, że na dzisiejszy stan wciąż mają wpływ konsekwencje rządów Zjednoczonej Prawicy. To wtedy zniszczono Teatr Polski we Wrocławiu, gdzie wcześniej Klata wystawił pierwszy raz „Termopile polskie” od razu po aneksji Krymu, i naruszono mocną formę Narodowego Starego Teatru. Jan Klata nie mógł tam kontynuować dyrekcji w Krakowie, gdy był w najwyższej formie, co udowodnił „Weselem”. Na jego miejsce wybrano chorą osobę. Tak postępuje się w Rosji.

Wiele najlepszych spektakli polskich reżyserów powstało ostatnio na emigracji – Eweliny Marciniak, Łukasza Twarkowskiego i Krystiana Lupy. W Niemczech, na Litwie, Łotwie – w Hamburgu, Wilnie i Rydze. Tymczasem cała wspomniana trójka artystów związana była właśnie z wrocławskim Polskim i krakowskim Starym. Tam kwitł ich teatr do czasu rządów Piotra Glińskiego.

To w sumie smutne, że Łukasz Twarkowski, odnoszący dziś największe sukcesy na świecie polski reżyser, nie może być nazwany polskim towarem eksportowym, bo jego przedstawienia nie powstają w kraju. Na szczęście dokłada się do nich Instytut Adama Mickiewicza. Na szczęście jest Krzysztof Warlikowski, osobna wyspa.

Reklama
Reklama

Trudne początki dyrekcji w Teatrze Narodowym

Wszystko to na 260. rocznicę Teatru Narodowego wnioski niewesołe. Oczywiście zawsze możemy zaśpiewać „Jeszcze Polska nie zginęła” lub „Polacy, nic się nie stało”. Tak jak wam się podoba.

Dla porządku muszę dodać, że król Stanisław August tekstem Micińskiego chwali się w spektaklu, iż pozostawił w Warszawie spore dziedzictwo m.in. Łazienki i Narodowy. Ciekaw jestem, co by powiedział na inaugurację dyrekcji Klaty. Czy byłby niezadowolony tak jak 19 listopada 1765 r., kiedy oglądał „Natrętów” Józefa Bielawskiego, sarmacką przeróbkę sztuki Moliera? Pamiętam, że również „Noc listopadowa” Wyspiańskiego w reżyserii Jerzego Grzegorzewskiego na otwarcie odbudowanego przez Kazimierza Dejmka Narodowego nie zachwyciła wszystkich 19 listopada 1997 r., choć na mnie zrobiła wielkie wrażenie.

Może więc inauguracje nie wychodzą idealnie, ale potem jest lepiej? Oby. 

Kiedy Jan Frycz w roli króla Stanisława Augusta Poniatowskiego w związku z uchwalaniem Konstytucji 3 maja nucił „Jeszcze Polska nie zginęła” publiczność premiery powstała i zaśpiewała hymn narodowy.

Nowy dyrektor Teatru Narodowego, wystawiając „Termopile polskie”, czyli historię upadku Rzeczpospolitej od 1787 do 1813 r., wykazał się więc ewidentnym socjotechnicznym sprytem. Najpierw zaaranżował defiladę na swoją cześć przy drzwiach, a potem elitę polskiej kultury i teatru „zmusił” do stanięcia na baczność przed jego spektaklem inaugurującym dyrekcję w Narodowym.

Pozostało jeszcze 95% artykułu
/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Teatr
Klata spodziewa się Karola Nawrockiego na „Termopilach”: „Następna okazja za 260 lat”
Teatr
Psychiczne problemy młodzieży. Marcin Teodorczyk z Nagrodą im. Różewicza
Teatr
Polski Balet Narodowy i czysta radość perfekcyjnego tańca
Teatr
Ministerstwo Kultury chce przejąć Teatr im. Żeromskiego w Kielcach
Materiał Promocyjny
Jak budować strategię cyberodporności
Teatr
Proces zabójcy prezydenta w dniu Święta Niepodległości w krakowskim teatrze
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama