Na przykład gdy myślę o chorobach psychicznych lub o dewiacjach rozlewających się po nowoczesnych społeczeństwach, zadaję sobie pytanie, czy rzeczywiście z naszą duszą, czyli głową, jest tak dużo gorzej, niż było kiedyś, czy też bardziej się o tę duszę troszczymy, stąd wykrywamy więcej przypadków odstępstw od normy.
Czytaj także: Mobbing i dyskryminacja w pracy
Tak samo myślę o mobbingu, w ramach prawa pracy i poza nim. Nie wiem, czy to zjawisko jest rzeczywiście produktem naszych czasów, czy może następstwem naszej zmienionej wrażliwości w tej sprawie.
Jakby nie było, faktem jest, że współcześnie nauczyliśmy się bardzo wiele sytuacji oceniać pod kątem naruszenia godności pracownika i kojarzyć je z mobbingiem. Nie sposób nie docenić tego zjawiska, choć lepiej byłoby, gdyby pracodawcy wykazywali troskę o jakość stosunków pracowniczych sami z siebie, a nie wskutek groźby. Nauka o rozwoju moralnym społeczeństw wskazuje jednak, że wzrost wolumenu dobra w populacji, by ująć to moralistycznie, rzadko kiedy przebiega bez przymuszającej interwencji Państwa.
Stąd usankcjonowanie mobbingu przepisem kodeksu pracy było niewątpliwie istotnym postępem na drodze rozwoju cywilizowanych stosunków pracy. Niestety, choć sama idea jest doniosła, to prawnicza infrastruktura dla jej wdrożenia doniosła nie jest, a sam art. 943 § 2 k.p. bardzo mało doniosły. Prawdę mówiąc, redakcję tego przepisu uważam za bełkotliwą, wyrażającą brak zrozumienia sensu tej instytucji, jak też brak zaufania do sądów.