Nowe obowiązki, które rząd chce nałożyć na biegłych rewidentów, będą kosztowne i trudne do rzetelnego wykonania. Audytorzy kwestionują sens i zakres nakładanych na nich obowiązków, w tym tłumaczeń na polski wszystkich obcojęzycznych dokumentów, jakie napotkają w firmach.
Chodzi o zamiar stworzenia wielkiej bazy danych, grupującej wszystko, co jest związane z corocznym audytem w ok. 42 tys. firm. Ma służyć rządowej walce z oszustwami, w tym piramidami finansowymi. W zgłoszonym do Sejmu projekcie ustawy rząd proponuje, by taka baza danych powstała przy Polskiej Agencji Nadzoru Audytowego. Po opisaniu tych planów przez „Rz” i ostrej krytyce ze strony Rady Przedsiębiorczości, minister cyfryzacji Janusz Cieszyński zasugerował zmianę: bazę mógłby prowadzić samorząd biegłych rewidentów.
Czytaj więcej
Opracowany przez Polską Agencję Nadzoru Audytowego poradnik dla członków rad nadzorczych ma pomagać we współpracy z biegłym rewidentem, choć może wprowadzać w błąd.
Oni sami wskazują, że gdyby nałożono na nich te obowiązki, sprostanie im byłoby czasochłonne, zwłaszcza dla mniejszych, jedno- lub kilkuosobowych firm. Polska Izba Biegłych Rewidentów podaje, że w ciągu ostatnich ośmiu lat firma audytorska prowadziła średnio 231 badań. A właśnie za taki okres mają być dostarczone akta.
Dokumentom należałoby nadać formę cyfrową. Według PIBR przeformatowanie jednej dokumentacji do postaci plików PDF zajmie dwa–trzy dni, zatem średni czas przygotowania wszystkich akt za osiem ostatnich lat zajmie jednej małej firmie audytorskiej od 461 do 693 dni roboczych (czyli 22–33 miesiące). Dodatkowym utrudnieniem może być to, że akta badania to także zbiory danych w postaci rozbudowanych arkuszy kalkulacyjnych a także pliki JPK używane w raportowaniu podatkowym. To jeszcze utrudni digitalizację.