Renesans czystej mocy

Rozwój energetyki nuklearnej w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy nabrał impetu, jakiego nie doświadczyliśmy od dekad. Towarzyszy temu również powszechny konsensus, że atom może rozwiązać wiele współczesnych problemów.

Publikacja: 28.09.2023 21:00

440 reaktorów pracuje dziś na całym świecie. Realizacja ogłaszanych obecnie inwestycji może oznaczać

440 reaktorów pracuje dziś na całym świecie. Realizacja ogłaszanych obecnie inwestycji może oznaczać podwojenie się tej liczby

Foto: AdobeStock

Przez długie lata w siedzibie Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (IAEA) w Wiedniu nie było tak dobrych nastrojów. – Jeszcze cztery lata temu energetyka jądrowa zabiegała o miejsce przy stole, przy którym toczyły się ważne globalne debaty dotyczące produkcji energii i zmian klimatycznych. Dziś nie tylko udało się jej takie miejsce przy stole uzyskać, ale jest wręcz uważana za część rozwiązania globalnych problemów – mówił podczas rozpoczętej w poniedziałek 67. Międzynarodowej Konferencji Generalnej IAEA dyrektor generalny Agencji Rafael Mariano Grossi.

– Nasza praca w zakresie poszerzania dostępu do wiedzy i technologii odbywa się w czasach wstrząsów klimatycznych. Przerażające konsekwencje globalnego ocieplenia stają się coraz bardziej widoczne: od pożarów w Ameryce Północnej, po upały, susze i powodzie w Azji, Europie, Ameryce Łacińskiej i Afryce. Stan klimatycznego pogotowia jest niezaprzeczalny, ale równie wielkie są nasze możliwości reakcji – podkreślał szefa IAEA.

Dobra passa technologii nuklearnych zaczęła się przeszło dwa lata temu, gdy na forach Unii Europejskiej zaczęła się otwarta, czasem burzliwa, debata o uwzględnieniu ich w unijnej taksonomii jako źródła czystej energii, pozwalającego wydatnie zmniejszyć emisje gazów cieplarnianych. Kryzys energetyczny jesienią 2021 r., w dużej mierze spotęgowany przez zabiegi rosyjskiego Gazpromu na rynku gazu, a następnie agresja Rosji na Ukrainę w lutym 2022 r. i wywołane nią zawirowania na rynkach surowców kopalnych przesądziły sprawę. W ubiegłym roku za ujęciem atomu w taksonomii opowiedziały się Komisja Europejska, a potem Parlament Europejski, co formalnie otwiera możliwości finansowania tego typu inwestycji.

Zmiana nastawienia

Znacznie mniej spektakularna – a jednocześnie chyba nawet bardziej znacząca – zmiana zaszła w postawach opinii publicznej. Z przeprowadzonego przez szacowne Pew Research Center i opublikowanego w sierpniu br. badania opinii publicznej w USA na temat poparcia dla rozwijania projektów nuklearnych wynika, że za Atlantykiem 57-proc. większość ankietowanych opowiada się za budowaniem nowych elektrowni jądrowych. – To znaczący skok: w 2020 r. ta grupa obejmowała 43 proc. respondentów – podkreślają autorzy badania.

Oczywiście, przebicie symbolicznego 50-proc. progu nie jest wielkim zaskoczeniem: zostało odnotowane już na wiosnę 2022 r., choćby w sondażach Gallupa. Przy czym warto tu podkreślić, że chodzi o „rozwój” energetyki nuklearnej – realizację nowych projektów – gdyż akceptacja dla pozyskiwania energii z istniejących źródeł jądrowych jest w USA generalnie wyższa, np. w badaniach National Nuclear Energy Public Opinion Survey prowadzonych przez agencję Bisconti Research zwolennicy energii z atomu stanowią solidną, 76- czy 77-proc. większość (przeciwnicy przeważali nad zwolennikami tylko w drugiej połowie lat 80., a potem ich przewaga stopniowo topniała).

Najbardziej dynamiczne zmiany zachodzą w Europie, która przez dekady była bastionem sceptycyzmu odnośnie do technologii nuklearnych – czego dobitnym dowodem była choćby pamiętna decyzja kanclerz Niemiec Angeli Merkel o wyłączeniu niemieckich elektrowni atomowych i podobne reakcje krajów Beneluksu. Weźmy choćby rezultaty sondaży prowadzonych co roku w ramach Project Europe Research (inicjatywy węgierskiego centrum badawczego Századvég): między wiosną 2021 r. a wiosną następnego roku liczba zdeklarowanych zwolenników energetyki jądrowej wzrosła z 26 do 40 proc., a zdeklarowanych przeciwników spadła z 26 do 15 proc. (pomiędzy znajdziemy wszystkich tych, którzy nie mają opinii na ten temat lub wyrażają „niewielkie” poparcie dla atomu). IAEA, na bazie badań prowadzonych w ciągu ostatnich 20 lat, podsumowywała, że postawy Europejczyków bardzo różnią się w zależności od kraju i zazwyczaj są wysokie w krajach, które już korzystają z energii jądrowej, a najniższe – tam, gdzie nie ma elektrowni (w Europie przeciwnicy byli najsilniejsi w Austrii, Grecji i na Cyprze). Najwyraźniej jednak odcięcie się przez Europę od rosyjskich kopalin i relacjonowane przez media desperackie poszukiwania alternatywnych dostawców na całym świecie wpłynęły na zmianę poglądów.

W Polsce skok poparcia nie był tak spektakularny. Z prostej przyczyny: już na długo przed obecnymi wstrząsami rynkowymi poparcie dla atomu było wysokie – w 2016 r. sięgało już 61 proc., w 2020 r. (według badania prowadzonego na zlecenie Ministerstwa Klimatu i Środowiska) wynosiło 62,5 proc., we wrześniu ubiegłego roku (sondaż Fundacji Batorego) sięgnęło 64 proc.

Podwojenie potencjału

Trudno się zatem dziwić, że rok 2023 może przejść do historii energetyki jako symboliczny rok przełomu w energetyce – dziś pracuje na całym świecie 440 reaktorów o łącznej mocy niemal 390 GW (dane World Nuclear Association). Co jednak ważniejsze, trwa budowa 60 kolejnych reaktorów, prace projektowe nad setką kolejnych, co doda do bilansu od 66 do 102 GW. A propozycje kolejnych graczy – przede wszystkim, rzecz jasna, rządów państw – obejmują kolejne 325 jednostek. Innymi słowy, mowa o – mniej więcej – podwojeniu światowego potencjału energetyki nuklearnej. Rzecz nie do pomyślenia, odwołując się do słów Grossiego, jeszcze zaledwie cztery lata temu.

Ale też jest to proces zrozumiały i – z punktu widzenia prób hamowania zmian klimatycznych – pożądany. Według szacunków ekspertów Międzynarodowej Agencji Energii (IEA), gdyby zrealizowano wszystkie ogłoszone dotychczas plany, tylko rozwój energetyki atomowej mógłby przynieść światu 13-proc. redukcję emisji dwutlenku węgla.

Atomowy lider: Azja

Lokomotywą tego nuklearnego renesansu będzie w najbliższych latach Azja: z listy blisko 50 projektów, jakie mają zostać sfinalizowane, lwia część to projekty realizowane na tym kontynencie – przede wszystkim w Chinach i Indiach, ale też w Bangladeszu, Korei Południowej, Turcji, Zjednoczonych Emiratach Arabskich czy Iranie. Ale nowe instalacje będą uruchamiane także w Ameryce Południowej (Argentyna, Brazylia) czy Afryce (Egipt). W Europie, w perspektywie końca bieżącej dekady, nowe reaktory ruszą w Słowacji i Wielkiej Brytanii. Ale też należy pamiętać, że w UE najważniejszym chyba „na dziś” przejawem tego procesu jest przedłużanie terminu pracy istniejących reaktorów i rewizje decyzji o ich zamykaniu. Nie dotyczy to może Niemiec, które konsekwentnie wygasiły swoje elektrownie – ale z debat toczących się nad Renem można wnioskować, że jeszcze wiele może się wydarzyć. Tu warto też przypomnieć kazus Japonii: w grudniu ubiegłego roku rząd w Tokio ogłosił restart tylu zamkniętych już instalacji, „ile tylko będzie możliwe”. Po kilku miesiącach od tej decyzji ponownie uruchomiono dziesięć reaktorów.

Dodatkowym impulsem do działania jest rozwój technologii małych reaktorów modułowych (SMR). Tu jednak mamy do czynienia z tuzinami – obrazowo mówiąc – technologii, które w tej chwili są, w najlepszym przypadku, w fazie prac pilotażowych lub pozyskiwania stosownych pozwoleń. Jakkolwiek zainteresowanie państw czy biznesu SMR-ami jest spore i zapewne przełoży się w końcu na uruchomienie takich jednostek, to można zakładać, że upłynie jeszcze wiele czasu, zanim wpływ SMR-ów na światowy miks i bilans energetyczny będzie widoczne.

Oczywiście, w wielu aspektach ten gremialny powrót do atomu nie będzie łatwy. Wyzwania mają charakter technologiczny, polityczny, surowcowy czy nawet psychologiczny. Ale też wygląda na to, że wszystkie czynniki potrzebne do tego, by atom wrócił na salony – i rynki – już wystąpiły.

Technologie
Małe, ale o olbrzymim potencjale

Niedawna decyzja Microsoftu o wykorzystaniu technologii nuklearnych na potrzeby swojego biznesu doskonale ilustruje, jak energetyka atomowa może kiedyś wyewoluować.
Bill Gates być może nie zajmuje się już zarządzaniem stworzoną przez siebie firmą, ale ewidentnie jego zainteresowania i wizje wciąż wpływają na Microsoft. Wypatrzone przez amerykańskie media pod koniec września ogłoszenie o naborze na stanowisko menedżera odpowiedzialnego w koncernie za technologie nuklearne i ich implementację w strukturach firmy dobitnie tego dowodzi. Microsoft chce wykorzystać energię powstającą w małych reaktorach modułowych (SMR) do zasilania swojego biznesu, opartego na sztucznej inteligencji (AI), oraz usług świadczonych w chmurze.
Decyzje, takie jak ta podjęta przez koncern z Redmond, będą zapewne najsilniejszym impulsem rozwojowym dla technologii SMR. Zgodnie z prognozami analityków jeszcze w tej dekadzie rynek modułowych rozwiązań tego typu może być warty 7 mld dol., a łatwo przewidzieć, że wraz z rosnącą presją na redukowanie emisji gazów cieplarnianych uwaga państw i dużych, energochłonnych przedsiębiorstw – tak państwowych, jak i prywatnych – będzie się kierować w tę stronę.
Oczywiście, zgodnie ze swoją powszechnie używaną nazwą małe reaktory mają również mniejsze możliwości: istniejące projekty – w różnych fazach realizacji – mają zwykle od 50 do 300 MW energii (choć znany koncern Rolls-Royce zapowiada SMR o mocy 470 MW, a na drugim biegunie znajdziemy projekty, których planowana moc może wynieść zaledwie 10 MW), co stanowi zaledwie część potencjału reaktora konwencjonalnego (zwykle o mocy dalece wyższej niż 1000 MW). Ale za to konstrukcyjnie wydają się być rozwiązaniem nieco prostszym – łatwiejszym do zaadaptowania na lokalne potrzeby dzięki „fabrycznej” produkcji – załatwiającym problemy proceduralne. Dla biznesowych graczy to olbrzymie atuty.
Inna jednak sprawa, że dziś kolektywnym terminem SMR określa się około 80 rozmaitych technologii, które – pod względem inżynierii – mogą znacznie się między sobą różnić. Cechą, która je łączy, jest mniejsza w porównaniu z konwencjonalnymi reaktorami moc oraz owa łatwość konstruowania skracająca termin realizacji inwestycji. Czysto teoretycznie, historię niektórych z nich moglibyśmy wywodzić od projektów realizowanych już w latach 60., co pozwalałoby powiedzieć, że SMR był już testowany w praktyce. Ale te koncepcje, które rzeczywiście byłyby użyteczne dla biznesu czy państw, są w najlepszym przypadku w trakcie budowy. Jak się przewiduje, zmaterializują się prawdopodobnie w przyszłej dekadzie.
I prawdopodobnie dopiero wtedy zyskamy pewność, czy SMR spełnią wszystkie pokładane w nich nadzieje. Co z kolei – gdyby okazało się, że tak – otworzy przed nami listę kolejnych wyzwań: dostępności i różnorodności stosowanych paliw (bo masowe wdrażanie reaktorów oznaczałoby gwałtowny skok popytu), magazynowania i pozbywania się odpadów po nich czy wreszcie: deficytu specjalistów od atomu na rynku pracy. Idą ciekawe czasy.


Przez długie lata w siedzibie Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (IAEA) w Wiedniu nie było tak dobrych nastrojów. – Jeszcze cztery lata temu energetyka jądrowa zabiegała o miejsce przy stole, przy którym toczyły się ważne globalne debaty dotyczące produkcji energii i zmian klimatycznych. Dziś nie tylko udało się jej takie miejsce przy stole uzyskać, ale jest wręcz uważana za część rozwiązania globalnych problemów – mówił podczas rozpoczętej w poniedziałek 67. Międzynarodowej Konferencji Generalnej IAEA dyrektor generalny Agencji Rafael Mariano Grossi.

Pozostało 95% artykułu
Materiał partnera
Jak obudzić potencjał gospodarczy średnich miast? Operator ARP i nowe inwestycje w Polsce
Materiał partnera
Przyspieszenie prac nad atomem przybliża Polskę do zielonej rewolucji w energetyce
Materiał partnera
Duch konsumenta nie zaginął
Perspektywy dla Polski
Chmura w biznesie – tylko możliwość, czy już konieczność?
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Perspektywy dla Polski
Atomowy wyścig nie ominie rynku pracy