Powyższe ustalenia to wynik kwerendy w Instytucie Hoovera w Stanford. To tam dziennikarze "Polskiego Radia" i "Rzeczpospolitej" odnaleźli dokumenty nieznane polskim historykom, a dotyczące między innymi pomocy, jakiej Polacy mieszkający w USA udzielali Żydom podczas II wojny światowej.

W styczniu 1942 roku w Konsulacie Generalnym RP w Nowym Jorku powstał obszerny dokument dotyczący kontaktów żydowskich organizacji amerykańskich z przedstawicielami polskiego rządu na emigracji. Z dopisku na pierwszej stronie pięciostronicowego raportu zatytułowanego „Sprawa żydowska” wynika, że był on przeznaczony dla generała Władysława Sikorskiego.

Podpisał go ówczesny konsul generalny w Nowym Jorku – Sylwin Strakacz, dziennikarz, urzędnik oraz sekretarz Ignacego Paderewskiego, a po jego śmierci wykonawca testamentu pianisty i polityka.

Rozmowy na temat pomocy dla rodaków w kraju

„W Stanach Zjednoczonych – pisał konsul do generała Sikorskiego – a właściwie w Nowym Jorku jest wiele organizacji żydowskich. Organizacje te mają charakter amerykański albo międzynarodowy. Żydzi polscy lub z Polski mają oprócz tego cały szereg organizacji o charakterze samopomocy. W krótkim okresie mego urzędowania [cztery miesiące - przyp. autorów] przyjąłem kilkanaście różnych delegacji polsko-żydowskich, przeważnie składających się w różnych kombinacjach z tej samej grupy kilkunastu osób, które chciałyby odegrać tu jakąś wybitniejszą rolę”.

Konsul Strakacz wspomina o konfliktach między mniejszymi organizacjami samopomocy a organizacjami o wieloletniej tradycji i dużym budżecie. Pisze, że z tego właśnie powodu podstawową zasadą, jaką kieruje się w kontaktach z organizacjami żydowskimi, jest myśl samego Sikorskiego: „Równe prawa przy równych obowiązkach”.

Niezależnie od tych początkowych kłopotów negocjacyjnych konsulowi udało się przekonać delegatów poszczególnych organizacji żydowskich działających wówczas w USA (wśród nich m.in. Joint Distribution Committee oraz Jewish Labor Committee) do podjęcia wspólnych działań na rzecz obywateli Rzeczypospolitej Polskiej, którzy znaleźli się pod niemiecką i sowiecką okupacją. Wychodził on bowiem z założenia, że – jak pisał – rząd emigracyjny „pomaga obywatelom polskim bez różnicy pochodzenia czy wyznania, [i] że pomoc ze strony Rady Polonii [Polish War Relief] udzielana jest także bez jakichkolwiek zastrzeżeń w tym kierunku”.

Rada Polonii Amerykańskiej wspólnie z organizacjami żydowskimi

Ze względu na to, że odzież dla potrzebujących ofiarował w ramach Lend-Lease Act amerykański rząd, Rada Polonii zaś zakupiła żywność, konsul w rozmowie z przedstawicielami Jointu zaproponował zakup medykamentów.

„Trochę się z tą decyzją ociągali ze względów propagandowych – pisze konsul. – Chodzi im bowiem o wysłanie również i żywności, gdyż to łatwiej trafia do wyobraźni tych, do których się apeluje o pieniądze”.

Ustalono ostatecznie, że Joint przekaże pomoc finansową w tej samej wysokości co Rada Polonii Amerykańskiej. Same zaś transporty żywności, lekarstw oraz odzieży miały iść przez ambasadę RP w Kujbyszewie za pośrednictwem Międzynarodowego Czerwonego Krzyża.

Jaka była skala pomocy? W dokumentach z Instytutu Hoovera zachowały się dwa raporty podsumowujące wysyłkę żywności, odzieży i lekarstw z okresu: wrzesień 1941- czerwiec 1942. Łącznie w tym czasie kilka organizacji żydowskich oraz Rada Polonii Amerykańskiej przekazały w kilkudziesięciu transportach odzież, żywność (głównie: mleko skondensowane i w proszku) oraz szczepionki antytyfusowe dla potrzebujących Polaków i Żydów żyjących pod okupacją niemiecką i sowiecką. Było to kilkaset ton pomocy o wartości ponad miliona dolarów.

W końcu maja 1942 r. powstał również specjalny raport dotyczący zaleceń w doborze rzeczy (wskazywano w nim przede wszystkim na żywność) w kolejnych transportach, które planowano dopiero wysłać potrzebującym.

Ścigać zbrodniarzy

Jesienią 1942 roku w rozmowach członków polskiego rządu emigracyjnego z pracownikami placówek konsularnych zrodziła się też idea, by po zakończeniu wojny ścigać zbrodniarzy odpowiedzialnych za śmierć milionów cywili na terenach okupowanej Polski.

Zadania tego – pionierskiego w tamtym czasie – podjął się również m.in. konsul generalny RP w Nowym Jorku – Sylwin Strakacz.

„Akcja zbierania i kompletowania wszelkich materiałów – pisał 14 października 1942 roku do ambasadora RP w Waszyngtonie – które pozwoliłyby ustalić i zarejestrować zbrodnie i przestępstwa okupantów na obszarze [okupowanej] Polski, wymaga opracowania wzoru protokołu – aktu zeznania – w którym, poza dokładnym opisem zbrodni lub przestępstwa, byłyby zamieszczone informacje i dane stwierdzające możliwie jak najdokładniej autentyczność popełnionych przez okupantów gwałtów”.

Do pisma dołączony był projekt ankiety-zeznania, którą miano wypełniać w placówkach konsularnych RP podczas rozmów ze świadkami zbrodni wojennych. Niestety, plany te, w związku z sytuacją polityczną i przejęciem po zakończeniu wojny władzy w Polsce przez komunistów, pozostały w dużej mierze niezrealizowane.