We wtorek upłynął termin na konsultacje projektu w sprawie deklaracji rezygnacji z dokonywania wpłat do pracowniczego planu kapitałowego. Zawarty w nim wzór formularza jest tak skonstruowany, że pracownik rezygnujący z oszczędzania musi się podpisać aż siedem razy. Najpierw musi wpisać do formularza swoje imię i nazwisko, następnie podpisać oświadczenie o rezygnacji. Następnie potwierdzić, że świadomie rezygnuje z otrzymania wpłaty powitalnej w wysokości 250 zł, należnej uczestnikom PPK. Kolejnym podpisem zrezygnować z 240 zł dopłaty rocznej i jeszcze jednym rezygnację z 1,5 proc. dopłaty do składki na PPK z pieniędzy pracodawcy.
Czytaj także: Pracownicze Plany Kapitałowe: pracodawca musi mieć kompleksowy plan
Kolejny podpis potwierdza świadomość rezygnacji z gromadzenia środków na PPK, które mogą zostać wycofane m.in. w razie poważnego zachorowania uczestnika, jego małżonka czy dziecka lub w celu pokrycia wkładu własnego kredytu przeznaczonego na sfinansowanie części kosztów budowy bądź przebudowy budynku mieszkalnego. Na koniec rezygnujący oświadcza, że poprzednie oświadczenia są zgodne z jego wolą, złożone w sposób swobodny i gdy nie znajdował się w stanie wyłączającym świadome lub swobodne podjęcie decyzji i wyrażenie woli.
– Łatwo sobie wyobrazić brak jednego podpisu bądź błędne podania numeru identyfikacyjnego podatnika. A co, gdy w dniu dokonywania wpłaty na PPK złożone oświadczenie jest niepełne albo brakuje na nim jednego podpisu? Czy w takim przypadku wniosek nie spełni wymogów formalnych i w konsekwencji ma nie zostać przyjęty? – pyta Robert Lisicki, radca prawny, dyrektor departamentu pracy Konfederacji Lewiatan.
Mecenas Grzegorz Kott z Wierzbowski Eversheds Sutherland twierdzi, że projekt wykracza poza delegację ustawową w zakresie liczby składanych oświadczeń.