Rząd rozdaje pieniądze bez składu i ładu, bez planu, bez pomysłu na systemowe rozwiązanie problemów. Po gwałtownym zwiększeniu wydatków państwa w ostatnich trzech latach, właśnie ruszył na kolejne połów głosów. I znów chce mocno sypnąć pieniędzmi. Jednymi z obdarowanych mają być emeryci i renciści. Rząd obiecuje im Emeryturę+. Będzie to dodatkowe 13. świadczenie, w wysokości najniższej emerytury, czyli 1100 zł brutto. Pieniądze mają być wypłacane od maja. Rząd nie sprecyzował jeszcze warunków przyznawania trzynastki, z ogólnych zapowiedzi wynika jednak, że dostaną ją wszyscy emeryci i renciści. To ponad 9 mln osób. Koszt takiego świadczenia to 10 mld zł.

A to nie jest jedyny dodatkowy wydatek zapowiadany przez rząd. Rozszerzony ma być program 500+, który objąć ma także pierwsze dziecko w rodzinie. Młodzi mają być zwolnieni z PIT, a dolna stawka tego podatku ma spaść z 18 do 17 proc. Rząd chce też odbudować lokalne połączenia autobusowe. W sumie daje to co najmniej 40 mld zł dodatkowych wydatków z budżetu. To niemal 10 proc. wydatków budżetu na 2019 r. Raczej nie ma szans na ich pokrycie z dodatkowych wpływów z podatków. Rząd twierdzi wprawdzie, że z uszczelnienia podatków będzie miał więcej niż zaplanował w budżecie, ale z pewnością nie będzie to kwota, jaką chce teraz dodatkowo wydawać. Co więcej wśród źródeł finansowania dodatkowych wydatków wymienia... obniżki podatków. To śmiały plan. Bo o ile można mieć nadzieję, że sama obniżka podatków pobudzi konsumpcję na tyle, iż wpływy się nie zmniejszą, a może wzrosną, o tyle już obniżka podatków połączona ze zwiększonym rozdawnictwem pieniędzy publicznych, może budzić niepokój o stan finansów państwa. Pobudzona tak konsumpcja nie zasypie większej dziury.

Na razie na horyzoncie nie widać katastrofy. Bo nie widać wielkiej burzy. Ale nasza łajba zanurza się coraz mocniej. Nawet w okresie świetnej koniunktury w gospodarce światowej nie udało nam się wyprowadzić budżetu państwa nad kreskę. Wiele państw Unii Europejskiej wykorzystało ten czas do naprawy swoich finansów, ich budżety notują nadwyżki. To daje pole do większego zadłużenia się w okresie ewentualnej dekoniunktury i spowolnienia tempa wzrostu gospodarczego. U nas margines na takie ruchy będzie mniejszy. W ustawie budżetowej na 2019 r. już zapisano 28,5 mld zł deficytu. A nie ma w tym zapowiedzianych dodatkowych wydatków, których znaczna część obciąży kasę państwa w tym roku.

Jest na to rada. Racjonalizacja wydatków. Adresowanie ich z głową. Tam gdzie są potrzebne. Dodatkowe emerytury można więc przyznać tym, którzy mają niskie świadczenia. Jarosław Kaczyński spokojnie sobie poradzi bez trzynastki. Wśród recept na uzdrowienie finansów publicznych i systemu emerytalnego ekonomiści od lat wymieniają likwidację przywilejów. Na to rząd nie ma odwagi. Jednak już wyłączenie emerytur mundurowych czy górniczych z puli tych, do których przypisane jest trzynaste świadczenie, dałoby oszczędności. To samo mogłoby dotyczyć osób, które obok świadczeń z ZUS pobierają emerytury z zagranicy.

Rząd musi szukać takich oszczędności. Są bolesne, ale coraz mocniej widać, że budżetowa kołdra jest za krótka. W kolejce po duże dodatkowe pieniądze stoją już nauczyciele. Za nimi za chwile ustawią się kolejne grupy zawodowe i społeczne. Jak im mówić „nie mamy", skoro w innych przypadkach, takich jak właśnie emerytury albo 500+, sypiemy pieniądze łopatami, nawet tam, gdzie nie są potrzebne?