– Obywatele! Rosjanie! Skręcajcie w lewo, żeby was nie uderzyli! – przez megafon krzyczał policjant w samym centrum Moskwy. Kilka tysięcy policjantów i żołnierzy Gwardii Narodowej rozpędzało manifestację kilometr od Kremla.
W Dniu Wolności – państwowym święcie w rocznicę przyjęcia rosyjskiej deklaracji suwerenności w 1990 roku – opozycjoniści protestujący przeciw korupcji władz w wielu miastach zmieszali się z uczestnikami festynów zorganizowanych przez władze. W Rostowie nad Donem i Błagowieszczeńsku nad Amurem podpici Kozacy uczestniczący w oficjalnych zabawach nahajkami rozpędzali antyrządowych demonstrantów. W centrum Moskwy przebrani za czerwonoarmistów członkowie grup rekonstruktorskich pomiędzy barykadami z worków z piaskiem (mającymi odtwarzać atmosferę miasta z jesieni 1941 roku) złapali starszego mężczyznę wykrzykującego: „Putin jest prezydentem łajdaków!".
Świąteczne pozdrowienia
Kilkaset metrów od atrap barykad policja rozpędzała kilka tysięcy manifestantów powiewających rosyjskimi flagami.
Na demonstracje wezwał opozycjonista Aleksiej Nawalnyj. Sam nie dojechał do centrum Moskwy, bo przy wyjściu z klatki schodowej własnego domu został aresztowany. „Aleksieja aresztowali. Pozdrawiam wszystkich z okazji święta" – napisała na Twitterze jego żona Julia. W biurach Fundacji Zwalczania Korupcji Nawalnego wyłączono prąd i odcięto wszystkie połączenia internetowe, by uniemożliwić transmisję z wydarzeń w stolicy.
Prowadząca w kierunku Kremla główna ulica Moskwy Twerska w połowie swej długości stała się areną starć manifestantów z policją. – Wydaje się, że ilość policji jest równa ilości manifestantów. We wszystkich zaułkach (centrum miasta) stoją policyjne ciężarówki – komentował wydarzenia moskiewski politolog Stanisław Biełkowskij. Dziennikarz „Voice of America" poinformował, że oddział policji wpadł do jednej z kawiarń przy Twerskiej, kazał siedzącym przy stolikach natychmiast zapłacić rachunki, po czym aresztował wszystkich.