Ofiary śmiertelne w stanie Assam, protesty na wielu uniwersyteckich campusach, wielotysięczne marsze w wielu miastach – takie są skutki nowej ustawy o obywatelstwie.
W mediach jest ona nierzadko określana jako ustawa antyislamska, co jednak jest jedynie częściowo zgodne z prawdą. Nowe regulacje otwierają bowiem drogę do zdobycia indyjskiego obywatelstwa przez nielegalnych imigrantów z trzech krajów islamskich: Pakistanu, Bangladeszu i Afganistanu. Przybywają do Indii milionami i teoretycznie nie powinni mieć szans na obywatelstwo. Teraz będą mogli się o nie ubiegać, pod warunkiem że są wyznawcami hinduizmu, jainizmu, zaratusztrianizmu, buddyzmu, są sikhami lub chrześcijanami. Dla muzułmanów droga pozostaje jednak zamknięta.
Rząd hinduistycznego ugrupowania BJP przekonuje, że chodzi mu o ochronę przedstawicieli wyznań dyskryminowanych w tych trzech krajach. Przeciwnicy twierdzą, że regulacja jest sprzeczna z zasadą laickości państwa, gdyż zakłada różne traktowanie ludzi w zależności od wyznania. Jest więc przejawem dyskryminacji społeczności muzułmańskiej, której liczebność szacuje się w Indiach na ponad 180 mln.
Jak się jednak okazuje, to nie muzułmanie organizują protesty. W multietnicznych, wielokulturowych, ale i demokratycznych Indiach sprawy związane z relacjami pomiędzy grupami społecznymi często wywołują gwałtowne reakcje.
W ostatnich dniach do zamieszek dochodzi głównie na campusach uniwersyteckich oraz w północnym stanie Assam. Granica z Bangladeszem ma tam niemal 900 km długości. Z szacunków wynika, że z powstałego w 1971 roku państwa przybyło do Indii od czterech do dziesięciu milionów nielegalnych imigrantów. Przy tym jedna trzecia z zamieszkującej stan ludności (32 mln) to muzułmanie. Połowa to rodzima ludność posługująca się językiem asamskim. Pozostali mieszkańcy tworzą mieszaninę kast oraz plemion. Pojawiają się obawy, że ustawa otwierająca drogę do obywatelstwa nielegalnym imigrantom doprowadzi do zmiany etnicznej i wyznaniowej struktury stanu do tego stopnia, że tubylcy znajdą się w mniejszości. W dodatku muszą oni konkurować z przybyszami o miejsca pracy.