W kwietniu Donald Trump podpisał rozporządzenie wykonawcze (executive order) mające chronić wolność słowa na kampusach uniwersyteckich, zagrożoną liberalno-lewicowa poprawnością polityczną. Nie ma ono bezpośrednich prawnych konsekwencji. Stanowi jedynie sugestię dla różnych departamentów federalnych, by przeciwdziałali nasilającym się naruszeniom przez uniwersytety pierwszej poprawki Konstytucji chroniącej wolność słowa.
Formalnie wszystkie uniwersytety mają obowiązek przestrzegać praw konstytucyjnych. Generalnie agencje federalne mogą ustanawiać nowe regulacje nie tylko na uniwersytetach publicznych, lecz też prywatnych otrzymujących fundusze federalne, choć nie bezpośrednio. Konieczne jest ustawodawstwo Kongresu, choć w wielu stanach uchwalono statuty chroniące dodatkowo wolność słowa na kampusach.
Płacą i wymagają
Podstawę prawną obowiązku przestrzegania różnorakich praw federalnych w zamian za otrzymywanie funduszy federalnych, w tym studenckich stypendiów, zagwarantowała ustawa o szkolnictwie wyższym z 1965 r. Amerykańskie szkoły wyższe są generalnie klasyfikowane ze względu na ich podleganie bądź niepodleganie regulacjom tej ustawy, a federalne programy pomocowe coraz częściej stawiają różnorakie warunki ich otrzymywania. Powoduje to liczne tarcia, bo zarówno Kongres, jak i agencje federalne, przez dziesięciolecia nastawione na promocję „różnorodności" czy tożsamości grupowej, często wchodzą w konflikt z systemem wartości wielu uniwersytetów prywatnych, w tym nominalnie religijnych. Tylko uczelnie prywatne, które odmówiły przyjmowania funduszy, mają większą możliwość kształtowania swojego etosu akademickiego, choć formalnie powinny przestrzegać zasad konstytucyjnych, w tym pierwszej poprawki.
Wielkie uniwersytety badawcze nie mogłyby funkcjonować bez funduszy federalnych. To dlatego uczelni nieprzyjmujących pieniędzy federalnych, ale i stanowych jest w USA niewiele. Są to głównie czteroletnie college, utrzymujące się z czesnego i grantów prywatnych, sprzeciwiające się narzucaniu ustawodawstwem federalnym i pieniędzmi liberalno-lewicowej hegemonii ideologicznej. Są to głównie uczelnie konserwatywne, w tym religijne, które opierają się na misji religijnej i kompletnej kontroli nad programem edukacyjnym. Jest ich zaledwie siedem, dość elitarnych w sensie jakości nauczania, a nie przekroju społecznego studentów, np. Hilsdale College w Michigan czy Wyoming Catholic College w Oregonie. Uczelnie prywatne przyciągają pomoc filantropijną wierzących w niezależny od wpływów państwa, wolnościowy etos edukacyjny i traktujących wzrastającą ingerencję rządu federalnego jako niebezpieczeństwo dla wolności.
Nie chcemy ani centa
Obszarem sporu jest pytanie, czy uczelnie takie powinny być także zwolnione z federalnego opodatkowania nałożonego na ich dochody z majątku szkoły. Dyskusja od czasu do czasu jest prowadzona w amerykańskim Kongresie. Republikanie inicjują takie zwolnienia, a blokują je demokraci uważający, że takie uczelnie utrzymujące się z bogatych sponsorów faworyzują bogatych, choć faktycznie idzie im o przekształcanie świadomości młodych Amerykanów w duchu liberalno-lewicowym. Republikanie wywalczyli ostatnio jedynie prawo zwalniające z podatków do pewnej wysokości, powiązane z liczbą studentów czy inwestycji.