Blisko 80 proc. kierowców przekracza dopuszczalną prędkość i otwarcie się do tego przyznaje - wynika z raportu firmy FBSerwis, organizatora kampanii „Zwolnij! Pracujemy dla Ciebie". W studiu #RZECZoPRAWIE Karolina Kowalska rozmawiała o tym z ekspertem z KGP.
- Dla mnie to niezrozumiałe, ale z naszych policyjnych doświadczeń wynika, że z kim byśmy nie rozmawiali, to każdy zna się na bezpieczeństwie drogowym, każdy wie, jak ustawiać znaki drogowe. Trochę to smuci, że tak dużo osób przyznaje się do jazdy z nadmierną prędkością. Warto, by przypomnieli sobie, że wiozą kogoś bliskiego albo, że mogą zabić kogoś z innej rodziny. Brakuje takiej refleksji - mówił nadkom. Radosław Kobryś.
- Często słyszymy zarzuty, że jako policja chcemy nadmiernie ograniczać prędkość, ale zdarzają się takie drogi i miejsca, do których opiniujemy podniesienie prędkości, bo0 uważamy, ze tam akurat można jeździć szybciej. Ale jeśli są znaki to po coś, ktoś to ryzyko obliczył. I starajmy uwierzyć, że wiedział co robi.
- To jest trochę jak z chorobą. Myślimy: mnie to nie dotyczy, ktoś inny zachoruje, nie ja. Zawsze mówię: tych, którzy mieli pierwszeństwo jest mnóstwo na cmentarzu. Dlatego nogę z gazu trzeba zdjąć - powiedział ekspert.
- Pierwszą bronią policji są akcje pod nazwą "Prędkość", także na terenie całej Europy, w ramach współpracy policji drogowej z różnych krajów. Wtedy skupiamy się na łapaniu kierowców przekraczających prędkość i karaniu ich mandatami. Ale mówimy: "Kierowco, nie daj nam szansy, żeby ten mandat ci wypisać", bo to dla nas żaden sukces. Wręcz ubolewamy nad tym.