Spore worki pod oczami profesora Jamesa Syme'a świad-czyły o niekończących się godzinach, które spędzał w sali operacyjnej Royal Infirmary w Edynburgu. Był niski i krępy, ale poza tym niczym się nie wyróżniał, jeśli cho-dzi o wygląd. Nosił wyjątkowo nietwarzowe ubrania, źle do-brane, zbyt obszerne rzeczy, które rzadko zmieniał z dnia na dzień. Typowym dla niego strojem był czarny surdut z wy-sokim sztywnym kołnierzem i krawat w szachownicę ciasno zawiązany na szyi. Podobnie jak obiecujący chirurg z Londy-nu, z którym miał się niebawem spotkać, Syme nieznacznie się jąkał, co prześladowało go przez całe życie.
Mimo niskiego wzrostu był gigantem w swoim zawodzie w czasach, gdy Lister przyjechał go odwiedzić. Koledzy na-zywali go Napoleonem chirurgii. Pięćdziesięcioczteroletni wówczas Syme zyskał tę reputację dzięki podejmowanym przez ostatnie dwadzieścia pięć lat kariery herkulesowym wysiłkom zmierzającym do uproszczenia traumatycznych zabiegów. Pogardzał prymitywnymi narzędziami, takimi jak ręczna piła łańcuchowa, i wystrzegał się skomplikowanych metod, gdy wystarczały prostsze. Oszczędność czasu i środ-ków była tym, co Syme próbował osiągnąć przy niemal każdej operacji, której się podejmował. Tę postawę odzwierciedla-ła charakterystyczna zwięzłość, z jaką się wysławiał. Daw-ny uczeń Syme'a John Brown powiedział o swoim wielkim nauczycielu, że „nigdy niepotrzebnie nie marnował słowa, kropli atramentu ani kropli krwi".
Sławę Syme'a należało w znacznej mierze przypisać jego przełomowemu pomysłowi amputowania nogi w stawie skokowo-goleniowym. Ten zabieg nadal nosi jego nazwisko i jest przeprowadzany do dziś. Przed wynalezieniem przez niego tej innowacyjnej metody chirurdzy, mając do czynie-nia ze skomplikowanymi obrażeniami lub nieuleczalnymi chorobami stopy, amputowali nogę poniżej kolana, co mia-ło opłakane skutki dla zdolności poruszania się operowanej osoby. Często postępowano tak dlatego, że zakładano, iż dłu-gi kikut okaże się uciążliwy i pacjent nie będzie w stanie na nim chodzić. Metoda Syme'a umożliwiała pacjentowi prze-noszenie ciężaru ciała na kikut stopy, stanowiła zatem nie-zwykły postęp w chirurgii, a ponadto była łatwiejsza i szybsza od amputowania nogi pod kolanem.
Podobnie jak wielu chirurgów wyszkolonych przed nasta-niem ery anestezji Syme był szybki jak błyskawica – niczym jego kuzyn Robert Liston. Pewnego razu amputował nogę w stawie biodrowym mniej więcej w minutę. Ów wyczyn był tym bardziej nadzwyczajny, że ani on, ani żaden inny chirurg w Szkocji nigdy nie przeprowadził tego rodzaju za-biegu. Oczywiście nie obyło się bez komplikacji. Gdy Syme wykonał pierwsze nacięcie kości udowej, tuż pod panew-ką stawu, w sali operacyjnej dał się słyszeć donośny trzask. Chirurg szybko usunął nogę, a jego asystent rozluźnił uścisk, żeby uwolnić tętnice, które wymagały zawiązania. Syme tak wspominał przerażający rozwój wydarzeń: „Gdyby nie przyzwyczajenie do widoku straszliwych krwotoków, z pewnością bym się wystraszył. [...] Istotnie, na pierwszy rzut oka wydawało się, że nigdy nie da się zamknąć naczyń, które wywoływały tak wiele dużych i krzyżujących się ze sobą stru-mieni krwi tętniczej. Jak można sobie wyobrazić, bynajmniej nie traciliśmy czasu na podziwianie tego niepokojącego wi-dowiska; jedna chwila wystarczyła, by przekonać nas, że bez-pieczeństwo pacjenta wymaga całej naszej sprawności, toteż w ciągu kilku minut krwotok został skutecznie zahamowany dzięki zastosowaniu dziesięciu czy dwunastu podwiązek".
Tamten zabieg nazwał później „największą i najkrwawszą operacją chirurgiczną".